
Na początku nic nie
wskazywało na to, że tak narozrabia, ale po kilkunastu latach
okazało się, że Bozia dała mu możliwości, które on wkrótce
miał wykorzystać do perfekcji. Chłop to był jak dąb, silny jak
niedźwiedź i żywotny niczym sarenka. Poszedł do szkoły, zaczął
grać w kosza. I skurwiel był dobry.
Był tak dobry, ze nie
musiał iść do collegu, tylko bezpośrednio po szkole średniej St.
Vincent poszedł se do NBA. Przystąpił do draftu w roku 2003, z
numerem pierwszym wybrali go Cleveland Cavaliers. Miasto, które ma
opinie najbardziej ponurego w stanach. Powiedzieli mu ,,Uciesz nas,
daj nam radochę” i on dał im radochę. Dal ją Cleveland, NBA
oraz rozsianym po całym świecie koneserom jego talentu. Sprawił,
że ludzie od czasów ,, sami wiecie kogo” znów pokochali basket,
zaczęli się nim emocjonować a Cleveland zarobiło trochę mamony.
James czynił tak przez siedem lat. Ale pragnął mistrzostwa,
stwierdził ze w Cavs go nie zdobędzie. W roku 2010 przetransferował
swoje talenty do Miami. I tak mesjasz zmienił się w Judasza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz