TENTEGO

TENTEGO

sobota, 10 grudnia 2011

Święta w Akyrfie ( odc. 2)

Rozdział 1

Żółto, wszędzie żółto. Pustynia wysokiej, żółtej trawy ciągnącej się z każdej strony, aż po horyzont, gdzieniegdzie przeplatana pojedynczymi drzewami, bądź skupiskami drzew tworzących małe zagajniki. A nad tym wszystkim błękitne bezchmurne niebo i gorące, palące słońce. Tak w dużym uproszczeniu wyglądała Akyrfa.
Nagle na horyzoncie pojawił się cień, który w miarę jak się zbliżał robił coraz większy, aż w końcu przysiadł na gałęzi osamotnionego drzewa i wtedy cień okazał się sępem.
W cieniu owego drzewa leżał gepard.
- Jesteś za wcześnie. Miałeś być w samo południe, a nim słońce wzejdzie i osiągnie ten pułap, minie jeszcze trochę czasu - powiedział nie podnosząc głowy.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - zapytał zdziwiony sęp.
- Twój zapach! Nie musisz nic mówić kiedy się zbliżasz, a ja i tak wiem, że to ty.
- Bardzo dziękuje za komplement - powiedział urażony sęp.
- Nie o to chodzi. Nie mówię, że zapach jest przykry. Mówię tylko, że jest charakterystyczny. Nie sposób go pomylić z niczym innym. To jak zapach świeżego mięsa pośród łąki kwiatów. Od razu rzuca się w nozdrza.
- Nie mogłeś od razu powiedzieć, że śmierdzę padliną.
- Nieważne. Nie spotkaliśmy się tu, żeby gadać o twoim zapachu. Co dla mnie masz?
- Nic - odpowiedział beztrosko sęp.
Nagle gepard zerwał się, jednym susem znalazł się przy drzewie i bezskutecznie próbował się wspiąć po grubym pniu, by dostać się do gałęzi na której siedział sęp.
- Daruj sobie, gepardy nie potrafią się wspinać. A jeśli chodzi o latanie to prawdziwi z was analfabeci. Nic mi nie zrobisz, jestem poza twoim zasięgiem. Wyluzuj, pobiegaj trochę, napij się ziółek.
- Mam gdzieś ziółka! Masz czelność przychodzić tu za wcześnie i mówić mi, że nic nie masz! Ach, ty! Wcześniej czy później cię dorwę! - krzyczał gepard, próbując doskoczyć do sępa.
- Najnowsze wyniki badań mądrali donoszą, że złość powoduje gorsze samopoczucie szkodzi na sierść, skraca życie, daje nieprzyjemny wyraz pyska i jest się wtedy bardzo nerwowym, co utrudnia logiczne myślenie.
- Co ty nie powiesz - syknął gepard, podejmując się kolejnego nieudanego doskoku do gałęzi.
- Czasem też powoduje idiotyczne zachowanie. Dobrze ci radzę uspokój się, jesteś dzikim kotem, trochę godności. A poza tym ja tylko żartowałem. Mam coś co może cię zainteresować. Wieści takie, że kły bieleją. Denerwowałeś się zupełnie niepotrzebnie.
- Co?! Ach, ty...
- Widzisz, ciągle to robisz. Kto ci teraz odda te chwile, które zmarnowałeś na wkurzanie się na mnie? Kto ci odda te chwile, które mogłeś poświęcić na coś bardziej konstruktywnego? Przepadły i nie wrócą już więcej.
- Przestań w końcu kłapać dziobem. Co to za nowiny? - Zapytał gepard, tym razem już spokojnie.
Sęp posłusznie zamknął dziób. Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał gepard.
- Czemu nic nie mówisz?
- Kazałeś mi siedzieć cicho – wyszeptał po chwili milczenia sęp.
- OSKUBIĘ CIĘ Z PIÓR I WSADZE CI JE DO DZIOBA!!! - wrzasnął gepard.
- Jesteś niepoprawny mój drogi, ciśnienie ci skoczy i nie będziesz mógł polować. Powinieneś brać przykład z bawołów, one się nigdy nie denerwują i jak długo żyją. Znam świetnego od nerwów. Pomoże ci, chcesz to dam ci namiary.
- Kogo od nerwów?
- Specjalistę, pomaga nerwowym się uspokoić.
- W jaki sposób?
- Nie wiem, ale jest dobry.
- Co masz dla mnie? - zapytał po raz kolejny gepard.
- Wielkie stada antylop, małp, wielbłądów, skrzatów pustynnych, nadciągają z północy w nasza stronę. Jest ich więcej niż gniazd na niebie.
- Chyba gwiazd - poprawił go gepard.
- Nie, gniazd. Teoria, że migające punkty widoczne w nocy są gazowymi kulami oddalonymi bardzo, bardzo daleko stąd, to brednie.
- A co to według ciebie jest?
- Gniazda. Zapalone od słońca gniazda ptaków porwane przez wiatr i uniesione hen do góry, niewidoczne w dzień bo jest za jasno. Dlatego są widoczne tylko w nocy.
- A jak wyjaśnisz to, że są nieruchome? Przecież jeżeli są porwane przez wiatr to by się poruszały.
- Dotarły po kres nieba i tam się przylepiły do tej lepkiej maźi, tam gdzieś na krańcu nieba - odpowiedział sęp.
- Podpalone od słońca gniazda ptasie, które przylepiły się do nieba. Tak, to ma głęboki sens - mówił gepard kiwając przy tym łbem, jakby potakiwał sepowi.
- Prawda, ty też widzisz wyższość tej teorii nad tą o kupie gazowych kul - ucieszył się sęp.
- Ptaku! Czy ty wiesz co to jest sarkazm? – zirytował się gepard.- Jak ty właściwie masz na imię?
- Ted.
- Sep Ted. Cha, Cha, Cha!
- A ty jak masz na imię?
- Gerard - powiedział bardzo cicho gepard, tak, że ledwo go było słychać.
- Gepard Gerard. Cha, cha, cha!
Ta dziwna para nie wiedziała o sobie praktycznie nic. Nie znali nawet swoich imion, aż do teraz. Mieli między sobą pewien układ, z którego czerpali wzajemne korzyści i ich relacje nie wychodziły poza niego. Ted lustrował z powietrza okolice, był zwiadowcą, który wypatruje pożywienia i potencjalnych wrogów i donosił Gerardowi jak wygląda sytuacja. W zamian mógł liczyć na spory udział z tego co ten upoluje. Łączyło ich jedno – nażreć się do syta, a im więcej jedzenia i łatwiej zdobyte tym lepiej.
- Skąd tyle tych stad nadciągających z północy? I co robią tam skrzaty pustynne? Przecież one nigdy nie ruszają się poza pustynie.
- Nie wiem, ale to faktycznie dziwne. Są całkiem niedaleko, wyjdźmy im naprzeciw, i zapytajmy co tu robią.
I poszli. Właściwie tylko gepard szedł, bo sęp szybował nad nim zataczając koła.
- Zbliżają się! – krzyknął sep.
Okolica była bezdrzewna tak. że już wkrótce nawet Gerard zauważył w oddali tumany kurzu, które stawały się coraz większe i większe, a wśród nich coraz dawały się wyróżnić pojedyncze sylwetki antylop.
- Dziwne, już południe, a nie jest wcale gorąco. Wręcz przeciwnie, jest letnio a nawet przyjemnie. O tej porze powinien być skwar nie do zniesienia. Mam wrażenie, że ich pojawienie się tu ma z tym związek- powiedział gepard.
- Tego właśnie musimy się dowiedzieć - odpowiedział sęp.
Stado antylop, skrzatów, gnomów, małp, elfów i mnóstwa innych stworzeń nagle stanęło nieruchomo na widok geparda, który pojawił się mu na drodze, oraz sępa, który sfrunął i usiadł koło niego na ziemi.
Przez chwile stali naprzeciw siebie w milczeniu niczym dwie wrogie armie przed bitwą. Tysiące stworzeń nadciągających z północy kontra samotny gepard i jego kompan – sęp.
Ze stada wystąpił wielki byk gnu i zaczął zmierzać powoli naprzód. Gerard uczynił to samo. Spotkali się w połowie drogi.
- Witaj. Nazywam się Gerard. Przybywam w pokoju... - urwał bo uświadomił sobie, że powiedział coś nie tak, nie on był tu przybyszem tylko ten byk – Tfu, to znaczy mam pokojowe intencje. Co tu robicie i skąd przybywacie?
- Witaj. Nazywam się Waldan i jestem przywódcą tej gromady. Przybywamy tu szukać schronienia. W naszym kraju pogoda stanęła na głowie. Zrobiło się zimno. Tak zimno jak nigdy dotąd. Nie wiemy czemu, wiemy tylko, że to zimno przybywa z północy.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz