TENTEGO

TENTEGO

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Święta w Akyrfie ( odc. 4)

Rozdział 3

Pośród ośnieżonej sawanny piętrzyła się samotna góra, ku której kierowali się nasi bohaterowie. Była ona widoczna z odległości wielu kilometrów. Tam właśnie mieszkała Pani Baba.
Panowała tam pewna anomalia pogodowa. Biorąc pod uwagę jednak fakt, że w całej Akyrfie działy się anomalie, więc jeszcze jedna nie powinna nikogo zaskakiwać. Jednak to co działo się na górze nie było normalne nawet jak na owe warunki, bowiem tam nic się nie zmieniło. Kiedy cała Akyrfa była zasypana śniegiem i panował chłód, tak góra Kolomandzaro pozostała zielona i dosłownie tonęła w słońcu. Była tak podświetlona jak piosenkarz, na którego pada światło punktowe podczas koncertu. Dla mieszkańców Akyrfy była niczym latarnia morska widoczna w nocy na morzu.
- Ktoś tu powiedział, że mogą być kłopoty z trafieniem. Tu naprawdę trzeba się nieźle natrudzić, żeby nie trafić – zwrócił się sęp do geparda., ten jednak pozostał w milczeniu. Przez cała drogę prawię się nie odzywał, podczas gdy Ted paplał jak najęty. Byli już bardzo blisko.
- Zobacz jak tu jest gorąco, możemy zdjąć te futra i zacząć się opalać – ciągnął dalej sęp.
Milczenie.
- Ja tu chyba zamieszkam. Wprowadzę się do tej Baby, będę leniuchował, jadł z jej talerzy, spał w jej łóżku i korzystał z jej muszli klozetowej. Myślisz, ze mnie polubi?
Milczenie.
- W najgorszym razie możesz się do nas wprowadzić, w ten sposób będziesz miał z głowy kwestie rodzinny. Tylko musimy uzgodnić, kto gra role ojca, a kto syna.
Milczenie.
- A co ty taki milczący dziś jesteś?
Milczenie.
- Aha, rozumiem. Mamy ciche dni.
Ciągle milczenie.
W tym czasie sprawnie posuwali się naprzód, szczyt był coraz bliżej. Gepard całkowicie ignorował gadanie sępa, natomiast z wielką uwagą wpatrywał się w wielką kapustę widoczną na szczycie, w której mieszkała czarownica.
Kapusta była dojrzała, nie miała ani okien, ani drzwi, ani żadnych innych otworów. Wokół panowała cisza. Dwójka podróżników zatrzymała się przed nią, zastanawiając się co powinni teraz zrobić, aby wejść do środka.
O Pani Babie wiedziano bardzo niewiele, wielu nie zdawało sobie w ogóle sprawy z jej istnienia, inni panicznie się jej bali, jeszcze inni twierdzili, ze jest ona niespełna rozumu. Na górę Kolomandzaro mało kto się zapuszczał, ponieważ powszechne było przekonanie, ze tam straszy.
- Może powinnyśmy zapukać – zaproponował Ted, przerywając cisze w której przez chwile stali.
- Hop, hop! - zawołał gepard, w odpowiedzi na pytanie swojego kompana.
- Hop, hop?! Nie mogłeś wymyślić nic bardziej idiotycznego. Znałem kiedyś szakala, który...
Nie dokończył, gdyż liście kapusty zaczęły nagle odwijać się ukazując ciemny otwór na tyle duży, by dwójka zwierząt mogła swobodnie wejść. Nie było jednak przez niego widać co jest w środku. Przypominał ciemne wejście do pieczary, w której czai się smok. Ptak i ssak wpatrywali się w nią jak zahipnotyzowani.
- To chyba zaproszenie do środka – odezwał się Gerard.
- Ja tam nie wejdę, boje się ciemności.- wyszeptał sęp. Jego nastrój uległ gwałtownej zmianie. Stał się pokorny.
- Tym bardziej, że nie wiadomo co jest w środku. Tam nic nie widać, a jeżeli nic nie widać to tego nie ma, a jeżeli nie ma, to nie ma się czego bać. Gdybym to ja powiedział to co ty teraz, to ty byś pewnie powiedział to co ja teraz. Zatem teraz, skoro ty wiesz, ze ja wiem, to co ty wiedzieć powinieneś, a wiesz tylko o tym zapomniałeś, to powinnyśmy ustalić co dalej, czyli wejść i co będzie, to będzie.
- Ej, ja tu jestem od mądrzenia się, wchodzisz mi w kompetencje, ale masz racje pewnie powiedziałbym coś takiego. Ale zrobiłbym to z o wiele większym urokiem i wdziękiem. Co jednak nie zmienia faktu, że trochę się boje.
- Przecież nie chcemy nic złego,nie chcemy jej okraść, zjeść czy zanudzić swoją gadaniną. Chcemy tylko się zapytać skąd się wzięły te cholerne święta i dlaczego pogoda zwariowała. To wystarczy powód, dla którego możemy wejść w tą dziurę. Wszystko będzie dobrze. Idziemy.
Ostrożnie przeszli przez ciemną otchłań i znaleźli się w ciemnej izbie o której nie można było powiedzieć nic szczególnego ponadto, ze była obskurna, mroczna i nieprzyjemna. Nie było w niej żadnych mebli, ani ozdób, w ścianie naprzeciwko były jednak lekko uchylone drewniane drzwi, nie było widać co znajduje się za drzwiami, było jednak słychać czyjś niski, melodyjny głos.
- Posiekać, porąbać, pociachać, pociąć, pokroić! Wejdźcie, proszę! Rozerwać, rozdrapać, rozszarpać....
- To też brzmi jak zaproszenie. Widzisz jesteśmy oczekiwani, nie ma się czego obawiać - powiedział gepard do sępa.
- Przypominam ci, że to straszna wiedźma, która pożera brokuły - odpowiedział tamten.
- Przypominam ci, że chciałeś się z nią ożenić.
- To było zanim tu przyszedłem, poza tym to nie lubię brokułów.
Nieśmiało przekroczyli próg i znaleźli się w jasnym pomieszczeniu o ścianach w kolorze świeżej sałaty, tak jak poprzednio nie było tam żadnych mebli za wyjątkiem wielkiego dębowego stołu, za którym stała wielka i tłusta krowa.
- KROWA!? - wykrzyknęli razem sęp i gepard.
- Nie taka sobie zwykła krowa – odpowiedziała – Ja jestem powiernikiem mądrości ostatecznej! Ja wiem co rośnie po drugiej stronie tęczy ja wiem jak wyglądają chmury widziane z góry...
- Ja też wiem – przerwał jej sęp.
- Nie przerywaj. Ja jestem strażniczką największych sekretów. Jestem koszmarem z waszych snów, diabłem wcielonym, wegetarianką, jasnością świata, święta krową. Ja jestem Pani Baba.
- W tym momencie powinien uderzyć piorun, ale nic nie widać przez ściany tej sałaty. Jak to możliwe, że Pani Baba jest zwykła krową?
- Nie zwykła! Ja jestem powiernikiem mądrości ostatecznej. Ja wiem co rośnie...
- Dobra, dobra rozumiemy. My właśnie w tej sprawie – odezwał się sęp, który zdążył się już wyzbyć wszelkiego strachu.
- Otóż Pani Babo – włączył się Gerard – są święta i nic nie jest takie jak powinno. Skąd to się wzięło, czy to groźne, jak się tego pozbyć i kto to jest ten Mikołaj, czy jest niebezpieczny?
- Po kolei. Dowiecie się wszystkiego, ale najpierw musicie coś zrobić dla mnie.
- Co takiego? - Ted nerwowo przełknął ślinę.
- Przynieście mi mięsa – powiedziała złowrogim tonem Pani Baba. Jej oczy stały się rozmarzone.
- Mięsa?! - powtórzyli jak echo ptak z kotem.
- Oczywiście. Widzicie ja jestem wegetarianką, jem niemal wyłącznie trawę, no czasem zagryzam liśćmi, marchewka i brokułami. I powiem wam, że to niezbyt smaczne. Czy to takie dziwne, ze chce spróbować czegoś nowego; mięsa. Słyszałam, ze się od niego tyje i rośnie poziom cholesterolu, ale za to podobno smaczne. Wiecie, ja tu nie mam okazji za bardzo spróbować czegoś innego. Tu gdzie mieszkam nie rośnie żadne mięso. Tylko same roślinki. Rzygam już tym!!! Chce miecha!!! Przynieście mi to, a powiem wam co chcecie.
- Nie ma sprawy - powiedział Ted. - Już lecę po świeże mięsko, tylko jak się stąd wychodzi?
Ściany kapusty rozchyliły się ukazując wyjście na zewnątrz. Sęp wyleciał przez otwór, wzniósł się wysoko ponad chmury i poszybował przed siebie.
Gerard i Pani Baba zostali sami.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz