TENTEGO

TENTEGO

wtorek, 21 sierpnia 2012

Nawiedzony pub ( odc.2)


Powiedziano mi, ze drzwi są zamknięte do rana, a do tego czasu mam zamknąć ryja, nie smucić, dobrze się bawić, bo jest zajebista muzyka i nie ma gadania, i że mam sobie kupić drinka.
Fakt, muzyka była zajebista – punk rock,. którego osobiście nie znoszę, bo za bardzo drą ryja.
Co miałem robić. Poszedłem do baru. Sushina zasugerowała mi wcześniej, żeby już więcej nie pić, więc wziąłem się na sposób. Zamówiłem kakao; duże, z pianką. Takie jakie robiła mi babcia.
Kogut wpierw spojrzała na mnie jak na wariata, potem pokręciła głową, po czym przyniosła zamówienie i już szykowała się, żeby dolać tam wódki, ale zasłoniłem kufel ręką. Pierwsza zasada; zawsze pilnuj swojego kieliszka, nigdy nie wiadomo co mogą ci tam dosypać. Swoją drogą to było orginalne, żeby podawać kakao w kuflu, dziwna sprawa, ze w ogóle to mieli. Kogut powiedziała, że to chwyt marketingowy, żeby zachęcać klientów do kupowania alkoholu. Ciekawe, ze nie wpadli na pomysł, że można sprzedawać tylko alkohol.
Minąłem grupkę przy barze, gdzie jeden facet zwrócił moją uwagę. Stał nieruchomo jak manekin, trzymając kufel na wysokości piersi, z jego ust wystawała słomka, która stanowiła łącznik pomiędzy nim, a piwem. Kiedy inni żywo gestykulowali on pozostawał w bezruchu.
Było już dobrze po 22 więc postanowiłem się udać na striptiz. Nie miałem ochoty się już stykać z Krzysiem, który uważał się za wampira, był dość niesympatyczny, a poza tym rozmowa z nim zajmowała stanowczo za dużo czasu.
Ciekawiło mnie co on takiego zrobił, że ten ksiądz mu uwierzył. To pewnie dla świętego spokoju tylko udawał, że wierzy. W chrześcijaństwie wiara w takie rzeczy jest przecież zabroniona, a już na pewno nie wolno jej praktykować. Z drugiej jednak strony w tym klubie barmanka kazała do siebie mówić Kogut. jakiś żul Wielbłąd jarał się innymi pijaczkami o kretyńskich ksywach, faceci wrzucali 200 złotych do klozetu, dwa trupy nie przeżyły, będąca w świetniej formie Sushina była martwa od piątku, a o 12 w nocy duchy śpiewały o Legii. Co w tym dziwnego, że szef, który nie lubi trzeźwych i gada o smaku Ketaminy uważa się za wampira, a właściwie Wawampira?
W trzeciej sali striptizerki w najlepsze rozgrzały już publiczność do czerwoności, za wyjątkiem pewnego młodzieńca. który siedział samotnie przy stoliku nie zwracając uwagi na to się dzieje naokoło.
Młodzian miał na sobie różowy t-shirt z niebieskim słoniem, różowe spodenki i buty pomalowane w fantazyjne wzory, a na głowie wysokiego na około pól metra, postawionego żelem irokeza. Prawdopodobnie musiał się schylać gdy przekraczał próg.
Jego uwaga skupiona była na stole, po którym coś bazgrał markerem, na stole leżał blok rysunkowy wypełniony już w całości jakimiś dziwadłami z wielkimi oczami. Spytałem czy mogę się dosiąść.
- Noo – odpowiedział nie przerywając swojego zajęcia.
Dosiadłem się i spytałem co robi. Dopiero teraz młodzian przerwał na moment i spojrzał na mnie.
- Sowę? - W tym jednym wyrazie, jak się potem okazało, zawierała się zarówno odpowiedź na moje pytanie, jak i jego zapytanie czy sobie takową życzę.
- Słucham?
Młodzian bez słowa podał mi kartkę papieru, na której było niedbale napisane kredkami.

                             RóżowyRobiSowy

                                          
                           Sowę zrobię:

                                            - na zamówienie, zlecenie, a nawet dekoracje
                                          - na każdym rodzaju nawierzchni
                           - w każdym kolorze, pod  
warunkiem, że jest różowy!!! ale mogą być też inne


 Sowę sprzedam

- namalowaną przeze mnie!!!



PROMOCJA!


- dwie sowy i trzecia w cenie trzech


Super promocja!!

- do każdej sowy daje autograf 
  
   ( mój własny) 

 
                                         Różowy zaprasza na SOWY
  
 

Rozstawienie na kartce było koszmarne i raczej odrzucało, niz zachecało, ale za to miało fajne kolorki.
A więc to był ten słynny Różowy, co robi sowy. Widziałem jego wrzuty na szyldach sklepów, na. murach czy też na ścianach przeznaczpnych na grafiti. Była to zazwyczaj sowa, albo ,, RóżowyRobiSowy", ,,RRS ", lub też napis na pustej przetrzeni: TU BĘDZIE SOWA RÓŻOWEGO. NIE RUSZAĆ!!. Facet zaklepywał sobie teren, wygryzając konkurencje, której właściwie nie miał. Nikt inny nie malował sów na taka skale.. To znaczy to, co on malował, to podobno były te ptaki, ale tylko on był o tym przekonany. Z reguły inni widzieli w tym zupełnie coś innego, co bardzo denerwowało artystę. Do klasyku należała już opowieść, jak to Różówy zagrał na jednym kocercie z Hujas w Cipas. Zespól generalnie śpiewał piosenki o miłośći, a idea polagała na tym, że Pan koloru świni( tak nazywal sie profil Różowego na facebooku) malowal w tym czasie na ścianie to, co zespól śpiewał. Przy czym on uważał, że zespół śpiewa o sowach. Nie było to pozbawione sensu gdyż muzycy nagrali utwór specjalnie na to okazje – Sowy się kochają. Nie wyszło to jednak tak jak powinno, ponieważ malarz tak sie schlał z zepołem przed koncertem, że nie był wstanie utrzymac pędzla, a zespól zapomniał słów piosenek, wiec wyszła jedna wielka improwizacja. Publicznośc jednak i tak była zadowolona. Lider zespołu – Doktor Giry słynał z tego, że w każdym zespole, z którym występował, picie przed koncertem i rausz na scenie było na porządku dziennym. Występował łącznie w podajże w 99 zespołach, więc właściwie cały rok był w trasie w którymś z nich. Między koncertami dorabiał jako barman, więc alkoholu nigdy nie brakło. Z reguły brali w trase 3 cięzarówki; jedna ze sprzetem muzycznym i dwie ze skrzynkami browarów.
Po tamtym koncercie Rózowy dostał propozycje zrobienia okładki dla zespołu ,, Parówa", ale uznał, ze to przerasta jego kompetncje, Według niego narysowanie parówki było zbyt trudne.
Dowiedziałem sie o Panu koloru świni kiedy sciagałem film z neta pt: ,,Planeta Cipuszka", okazało sie, ze to był filmik pokazujacy jak Różowy maluje Sowe w nocy przed posterunkiem policji. Po filmie był link do jego facebooka, gdzie pieczołowicie opisywał co u niego się dzieje.
Mówiąc krótko – to był pojeb. Jak większość w tym pubie.
Nagle zauważyłem, że do kakao wpadają mi jakieś krople z sufitu. Nadstawiłem palec, po czym posmakowałem tego co spadło. Spirytus. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Koguta, która siedziała na jakiejś grzędzie 3 metry nade mną. W ręku miała strzykawkę ze spirytusem, z której spuszczała krople do mojego kufla. Zerwałem się na równe nogi
-Co robisz?! Jak tam wlazłaś?! - Krzyknąłem.
- Nie zamówiłeś alkoholu. Jako barmani mamy obowiązek dolewać go klientom, którzy go nie piją. Nad całym pubem pod sufitem są porozmieszczane te bale. Przesuwamy się an nich nad klienta i stąd mu dolewamy. To jest nasz system na abstynentów.
- A jak stąd zejdziesz? - Bądź co bądź była dość wysoko.
- Chwileczkę – wyjęła krótkofalówkę. - Kogut do Dużej, Kogut do Dużej. Jestem na C4. Zdejmij mnie.
Po chwili ze powierzchnia mojego kakaa zaczyna drzeć jak woda w filmie Jurassic Park, kiedy zjawiał się Tyranozaur. Z piwem Różowego działo się to samo. Po chwili poczuliśmy rytmiczne wstrząsy ziemi, z każdą chwilą coraz wyraźniejsze. Coś się zbliżało, i to coś dużego. To coś to była Buka z Muminków.
Tak przynajmniej pomyślałem na pierwszy rzut oka, bo to była kobieta, to chyba była kobieta, ale bardziej przypominała mi Bukę. Miała na sobie fioletowa koszulkę z jej twarzą, a ponieważ była ona jakieś dwa metry nad ziemia, myślałem,że to prawdziwa głowa. Twarz jej był jednak dalsze pół metra wyżej. Ta kobieta była ogromna i tłusta. Wyglądała jak trzymetrowy worek na kartofle w stroju buki.
Ten widok zainspirował mnie do prawdziwej twórczości.

Podeszła do nas lokomotywa.
Ciężka ogromna i pot z niej spływa-
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie i dyszy i dmucha
A fetor z rozpasionego jej pyska mi chucha
gdzie tylko spojrzę, to tłuszcz się wylewa,
a jeśli kichnie to będzie ulewa,
Jest tak wielka, ze ledwo mieści się w drzwi
nikt z obecnych jdnak jej nie drwi,
Lecz choćby przyszło tysiąc atletów,
i każdy zjadłby tysiąc kotletów,
i każdy nie wiem jak się natężał
to by jej nie ruszył - taki to ciężar
Wichura z jej płuc te stoły rozniesie,
nic tu nie pomogą żadni kolesie.
I stoi już obok, pozdrawia mnie gestem
Wyciąga rękę, mówi – Duża jestem
Żarła dużo bo tak się roztyła,
muszę to przyznać – mała nie była
i patrzy tak na mnie, a w gardle ja ssie
i mówi basowo – napiłabym się
I drepce nerwowo, obcasami stuka,
nastawwia karku i bierze Koguta
A ta lekko, zwinie niczym linoskoczek
Siada jej na barana, wpierw robiąc kroczek

Najpierw powoli jak żółw ociężale,
Ruszyła z kogutem na karku ospale
Szarpnęła swe nogi i dźwiga z mozołem
koguta - kobietę, co mle jej jęzorem
do biegu pośpiesza ją, by gnąc coraz prędzej
prędkości, prędkości, prędkości chce więcej
A dokąd, a dokąd, a dokąd tak gna
Do baru. do baru, co sił ile się da
A na co, a na co, a na co ten ruch?
Bo suszy, bo suszy bo suszy za dwóch,
To Duża, to ona, to jej pic się chce
do piwopoju, jak dotrzeć tam wie
By wziąć sobie kufel i wlać tam browara,
tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo się stara
I biegną przez sale tratując tam ludzi
Do baru, bo piwo, pragnienie ostudzi,
i bierze i wlewa i chla to jak smok,
a w okól nich już zbiera się tłok,
a patrzą, a mówię i tak komentują,
że barmani pracują, a jednak się trują
i pije, i chlepce i rośnie jej brzuch
To pragnienie alkoholowe wprawiło to w ruch
to całą machinę co browar sprzedaje,
pracownicy pija to co zostaje,
zauważyłem to,a trochę już żyje
że od piwa nie zawsze, lecz często się tyje

No dobra nie było to może najwyższych lotów, ale skojarzyło mi się z lokomotywą Brzechwy. Ta Buko podobna Duża to była prawdziwa lokomotywa.
Pytającym wzrokiem spojrzałem na Różowego.
- Duża, ochroniarz – odpowiadał monosylabicznie.
- Słyszałem, że wypuszcza nas dopiero rano – zagaiłem.
- Taaa, wypuszczą nas jak Kogut zapieje.
Więc takie były tu zwyczaje. Pub otwierali nad ranem w momencie gdy barmanka zapieje. Może dlatego nazywała się Kogut. Swoją drogą, chciałem to zobaczyć.
Do naszego stolika przysiadł się wytatuowany facet w puchatej czapce z ochraniaczami na policzki.
- Ogólne cześć. Fajne dziewczynki, co? Różowy, wydziargaj mi na pośladzie sowę jak siedzi w betoniarce. Hej, dziś będzie odczynianie uroków. Kibice Legii się zmartwią, a Bóg nie lubi murzynów. I słuchaj, chce żeby ta sowa miała ząbki. A potem zrobimy mi sesje zdjęciową. Będę w kiblu, gdzie …
Ten typ mówił bardzo szybko i chaotycznie. Przeskakiwał z tematu na temat. A to opowiedział jakiś dowcip, a chwile potem jak był marynarzem i prawie utopił się misce na kapustę. Potem z tego przeskoczył na tematy artystyczne, a potem znowu opowiedział dowcip, by zaraz potem nawiązać do sów Różowego, z czego przeskoczył do opowieści jak lewitował w beczce nad wodospadem Niagara z czego płynnie nawiązał do tematu swojej czapki, którą dostał od słynnego greckiego filozofa w podzięce za uratowanie życia kiedy ten rozbił się samolotem o autobus pijanych zakonnic jadących na Woodstock.
Innymi słowy od jego paplaniny dość szybko rozbolała mnie głowa.
- Poczekaj, czym ty się właściwe zajmujesz? - Spytałem.
Gość poczerwieniał na twarzy, na oczach wyszły mu naczynka krwionośne i szał.
- Jak to czym! Ty uważaj sobie! Czy ty wiesz kto ja jestem?
- No właśnie nie wiem i dlatego pytam.
- Jakbyś wiedział, to inaczej byś śpiewał Ja jestem Ryś, jeszcze mnie popamiętasz.
- Acha – wziąłem komórkę, wszedłem do internetu i wpisałem w wyszukiwarce Ryś. Pomyślałem,że jak to ktoś znany to powinno wyskoczyć jakieś linki. To co znalazłem zacząłem czytać na głos:
,,Ryś, -gatunek lądowego ssaka drapieżnego z rodziny kotowatych, największy z rysi (Lynx). Występuje w Europie i Azji. Poza kotem domowym, ryś i żbik są jedynymi występującymi w Polsce przedstawicielami kotowatych. W Polsce jest gatunkiem rzadkim i chronionym. ( teraz już wiem czemu był taki ważny)
- co ty Pieprzysz – zdenerwował się Ryś.
- Robię teraz wystawę – przerwał nam Różowy – nie wiem jeszcze czemu będzie poświęcona, ale to będą sowy na wrestlingu. Jaram się, jaram się bardzo. Wczoraj Small Show bił się DC Pijakiem i DC Pijak zrobił mu saplexa, ale przedtem zaczął napiepszać go kuflem. O tak.
Różowy wziął swój kufel i zaczął naparzać Rysia po głowie. Ten zasłonił się rękami i odskoczył nie pozostał mu dłużny, bo wziął krzesło i zaczął robić to samo, Różowy odrzucił kufel zbijając go i rzucił się na swojego przeciwnika. Zaczęli się kotłować na podłodze. Ani Duża, ani nikt inny z ochrony, czy w ogóle ktokolwiek nie zareagował. Wyglądało to tak jakby to na było na porządku dziennym, właściwie nocnym.
Różowy wygiął mu rękę pod dziwnym kątem i założył dźwignie. Ryś bezskutecznie próbował się wyrwać, ale w końcu dał za wygraną i wolną ręką pokazał, że się poddaje. Zwycięzca zdarł z niego koszule, wyciągnął markera z kieszeni i zaczął mu rysować na plecach sowę.
Zdążyłem już zauważyć, że on rysuje te swoje sowy wszędzie gdzie się da, czemu więc nie na plecach pokonanych rywali. Może dlatego wszczął to bójkę, chciał sobie porysować, a przy okazji zrobić reklamę. Ale to jeszcze nie był koniec. Pan koloru świni podniósł się i zaczął wykonywać dziwaczny taniec w okół leżącego Rysia. Przypominał trochę indyka podczas godów.
Zrozumiałem,że nici z pogawędki, więc wróciłem do baru. Był przy nim ten sam facet co wcześniej stał jak manekin. Przez ten czas ani nie ruszył się z miejsca, ani nie zmienił pozy. Różnica była tylko taka, ze teraz był sam i spokojnie sączył piwo przez rurkę. Był z ty trunkiem jakby zespolony.
Kogut powiedziała, że to Bronisław Spokojny. Stały klient, który właściwie robi tu za dekoracje. Przychodził do knajpy noc w noc. Zawsze zamawiał piwo i stawał w tym samym miejscu i w tej samej pozycji. Sączył je przez słomkę, a kiedy mus ie kończyło, któryś z barmanów mu dolewał i cały proces zaczynał się od początku. Stał tak przez jakieś 4, 5 godzin, niekiedy do samego rana, po czym nagle ożywał, podchodził do baru, uiszczał rachunek i wychodził. Właściwie z nikim nie rozmawiał, przychodził, stał jak slup i chlał a potem nawalony wracał do domu. Nie mi było o tym dyskutować, każdy ma swój sposób na życie.
- Napijesz się z papugą? - Usłyszałem obok siebie czyjś głos.
No tak, powinienem już się chyba przyzwyczaić do głupich pytań.
Dla odmiany tym razem zaczepił mnie dobrze ubrany facet przed czterdziestką, pod krawatem i ze złotym Rolexem na ręku i złotymi sygnetami na palcach.
- Dlaczego nie – odpowiedziałem.
- O, dziękuje. Wreszcie ktoś, kto nie ma klapek na oczach. Ludzie jak słyszą czym się zajmuje, to wolą się trzymać z daleka. Jestem adwokatem, wiesz mówią na nas papugi.
- No wiem. Myślałem, że wręcz odwrotnie. Zawsze się przyda jakiś prawnik w rodzinnie. A poza tym to chyba zawód, który cieszy się powszechnym szacunkiem.
- Gdzie tam. Ludzie nas nie lubią, bo żerujemy na ludzkim nieszczęściu. Klienci się do nas zgłaszają w sytuacjach trudnych i często wstydliwych. Weźmy sobie sprawę rozwodową. Klienci przelewają swoje prywatne brudy an prawnika. A jeśli, żona mówi o sprawach intymnych przed sądem, to my wtedy jesteśmy za to obwiniani. Jeśli bronisz mordercy i wygrasz sprawę, to oczywiście masz szacunek w branży, ale cierpi potem twoje sumienie. Wiesz, ze ten człowiek to potwór i nieraz sam masz ochotę go zastrzelić, a to by było nieprofesjonalne. W sądzie musisz go przedstawić w jak najlepszym świetle. Jaki to biedny i pokrzywdzony przez los człowiek, który po prostu się bronił, albo w najgorszym razie niepoczytalny. Wykorzystujesz każdą lukę prawną jako tylko znasz, psychologie czy wręcz manipulacje. Ludzie mają nas potem za zawodowych kłamców.
A kobiety umawiają się ze mną i tak tylko dla pieniędzy.
- Czemu sądzisz, ze tylko dla pieniędzy? - Ciekawa zmiana tematu swoją drogą.
- Bo gdy im mówię, czym się zajmuje, to tylko udają, ze je to interesuje, za to bardzo chętnie, biorą ode mnie drinki, gdy im postawie.
- Skoro sam im proponujesz.
- Kiedy ja chce, żeby ktoś się ze mną napił! Napijesz się z papugą? Ja stawiam.
- No jasne.
- A kiedy już mnie oblukają, jakie mam drogie ubranie, zegarek, wypasioną komórkę i kart kredytowe w portfelu, to z reguły subtelnie pytają gdzie jest moja dziewczyna.
- No i co z tego?
- Nie widzisz tego? Ewidetnie chodzi im tylko o moją kasę.
- To dlaczego im mówisz, ze jesteś adwokatem i ubierasz się tak, że widać, że jesteś dziany?
- No żeby imponować innym, i żeby laski na mnie leciały.
- A o czym z nimi rozmawiasz?
- O samych ciekawych rzeczach. Mojej pracy, moich samochodach, moich jachtach, moich zarobkach i o tym co mogę jej kupić.
- Innymi słowy o pieniądzach. I potem się dziwisz, ze lecą na twoją kasę?
- No bo lecą.
- a jak mają lecieć na coś innego, jak im tego nie pokazujesz. Gdybyś przemilczał kim jesteś, ile zarabiasz i ubrał się jak normalni ludzie, to może by poleciały na coś innego.
- Gdybym się tak ubierał to ludzie by mnie nie szanowali, a laski by na mnie leciały. Może i mnie nie lubią, ale za to jestem ważny. A ty napijesz się z papugą?
Nagle zamarł, zesztywniał, bezskutecznie próbował złapać powietrze, ale zamiast tego zaczął pluć krwią. Coś zaczęło wychodzić z jego klatki piersiowej napierając na jego koszule. Nagle materiał pękł i wyłoniło się z niego 5 małych zakrwawionych robaczków, które jednak schowały się równie szybko jak się pojawiły.
Prawnik osunął się na ziemie ukazując Wampira Krzysia, który stał za jego plecami. W brudnym od krwi ręku trzymał serce ociekające serce. Dosłownie wydarł mu je z piersi. Krople krwi kapały z niego na podłogę.
- Nie lu lu lubię pa pa pa pa pa pa papapug Nie będziesz z nim pipi... pipi... pipipiił. - Powiedział prawie beznamiętnie. Jedyne jego emocje to wkurwienie, ze nie mógł zdania powiedzieć.
- Zbliża się 12. Eeegzorcyzmy czas zacząć. Chce żeżebys to zozzobaczył. Chodź do kibla, chłoptasiu.