TENTEGO

TENTEGO

środa, 23 maja 2012

Świeta w Akyrfie ( odc. 8 )


Rozdział 7

Nie lubił innych. Naprawdę ich nie lubił. Nie miał za co. Posiadał ambicje, chciał... zawsze bał się to wypowiedzieć na głos, ale kiedy się odważył jego życie zmieniło się o 180 stopni. Chciał po prostu, żeby nie było innych. Denerwowali go. Uzmysłowienie sobie tego wykreowało jego życiowa misje. Postanowił, że będzie robił tak, żeby innych było mniej.
Brzmiało to bardzo prosto, ale Obol tak nie uważał. Redukowanie bytności innych uważał za sztukę trudną i wyrafinowana. Nie każdy się do tego nadawał, mało kto posiadał na tyle wrażliwości – Obol ją miał. Ze swojej misji uczynił sposób na życie.
Za każdym razem, gdy za jego sprawą ,, ktoś poszedł do piachu”, miał poczucie, że spełnił dobry uczynek i wypełnił swój obowiązek względem świata. Z biegiem czasu jego umiejętności w tym zakresie stały się powszechnie znane. Zaczęto go wynajmować, by pozbył się kłopotliwych osobników, on z kolei wykonywał te zadania z radością, niekiedy pozbywając się tez samych zleceniodawców. Nie liczyły się dla niego, ani pieniądze, ani wykwitnę potrawy, ani nic innego. Najważniejsza była jego pasja i wewnętrzna potrzeba.
Zgłaszali się do niego też tacy, którzy chcieli go naśladować i uczyć się od niego. Tego Obol wyjątkowo nie lubił i czuł się niezręcznie w roli nauczyciela, ale  miał  poczucie, że jest to ważna sprawa, gdyż im więcej osób będzie zaangażowanych w usuwanie ,, innych”, tym mniej ich będzie na świecie. Dlatego, choć niechętnie, to podejmował się szkolenia przyszłych adeptów ,, Obolstwa”.
Obecnie pod jego skrzydłami znajdowało się sześciu braci. Obol nie potrafił ich rozróżnić, dla niego wszystkie skrzaty wyglądały podobnie. Na domiar złego myliły mu się imiona, co doprowadzało zawsze do urażenia, któregoś z braci, a to nie ułatwiało współpracy.
Sześciu braci rzeczywiście nosiło imiona, które mogły się mylić - Nasram, Osram, Posram, Tusram, Jasram, Tamsram. Pracowali oni niegdyś dla Świętego Mikołaja, ale odeszli gdy zorientowali się, że muszą wykonywać co innego niż się spodziewali. Myśleli, że będą okradać z zabawek, a nie je produkować. Czuli się oszukani i od tamtej pory planowali zemstę na swoim byłym szefie. Nie wiedzieli jak, a ponieważ jedyne co im przyszło do głowy to likwidacja Mikołaja, więc nawiązali współprace z Obolem w nadziei, że ten nauczy ich ładnie zabijać. A on miał zabijanie we krwi.
Pochodził od tak zwanych małp z lasu Bili, jednego z najbardziej tajemniczych podgatunków szympansów. Były one większe niż zwykłe szympansy, osiągały wzrost około 2 metrów i wagę do 120 kilogramów. Niektórzy twierdzili, że to jakaś krzyżówka z gorylem, inni, że to goryle, jeszcze inni, że to nie wiadomo co, ale trzeba się bać. Nikt jednak nie wiedział jakie jest ich pochodzenie. Nie wiedzieli też tego sami przedstawiciele małp Bili, zresztą niewiele ich to obchodziło. Nie przejmowali się niczym i nie bali się nikogo. W odróżnieniu od innych małp oprócz goryli budowali swoje gniazda na ziemi, niewiele sobie robiąc z drapieżników np: lwów. To lwy raczej miały problem, ponieważ te małpy na nie polowały.
Obol był swojego rodzaju dziwakiem ponieważ on nie lubił nawet przedstawicieli własnego gatunku, zabijał ich z równą przyjemnością jak każdego innego. Rozumiał na poziomie logicznym, jak ważne w życiu są poprawne relacje z innymi oraz takie wartości jak miłość, przyjaźń czy pomaganie innym, ale tego nie czuł. Nie odczuwał w ogóle potrzeby, żeby być lubianym. Był samowystarczalny, inni denerwowali go tylko. Wiedział natomiast, że dla wielu rodzinna oraz wszelkie okazje do umacniania więzi są bardzo ważne, dlatego zdziwił się kiedy dostał zlecenie na Mikołaja.
- Tego od gwiazdki? - spytał chcąc upewnić się czy chodzi od odpowiednią osobę.
- Tak. I niech to wygląda na wypadek – odpowiedział Koko.
- Jaki wypadek?
- Taki przypadkowy.
- W porządku.
- To ci się opłaci. Będziesz mógł sobie wziąć jego worek pełen prezentów, dlatego sugeruje, żeby to miało miejsce 24 grudnia podczas jego delegacji. Pomyśl tylko, będziesz mógł za jednym zamachem zgarnąć prezenty gwiazdkowe całego świata i zabić Mikołaja, a potem szpanować przed znajomymi. Ilu osobom się coś takiego udało, eee?
- Ja nie mam znajomych.
- Żadnych? - zdziwił się Koko.
- Żadnych. Wszystkich zabiłem.
- Nie czujesz się czasem samotny?
- Nie. Mam tych swoich uczniów, ale ich też zabije. Przedtem im jednak opowiem jak załatwilem Mikołaja. Może ich czegoś nauczę.
- Ale dlaczego chcesz ich zabić?
- Denerwują mnie.
- To po co ich uczysz?
- Lubie uczyć – Obol wzruszył ramionami – Kiedyś nie lubiłem, ale odkryłem, ze fajnie jest jak uczniowie robią postępy.
- Wpierw ich uczysz, a potem zabijasz. To bez sensu. Jaki z tego pożytek?
- Taki, że sprawia mi to przyjemność. Znacznie przyjemniej jest zabić kogoś, kogo już zdążyłeś poznać i nie polubić. Prawda?

sobota, 19 maja 2012

Stałem ja sobie na przystanku tramwajowym, wiater wiał, słonko świecilo, ludzie stali. Miałem sluchawki na uszach i sobie słuchałem. Zobaczyłem jak kobieta po drugiej stronie torów podskakuje jak pajacyk, macha i cos krzyczy.  Zdjałem sluchawki, zeby lepiej krzyczeć. Kobieta wskazała na coś palcem i powiedziała, ze bezdomny wlaz na pas zieleni przy torach i może  wejśc na tory i dlaczego nikt mu nie pomoże. Spojrzałem na tego bezdomnego, potem na tych ludzi na przystanku (faktycznie nikt sienie ruszył), potem znowu na bezdomnego i poszedłem. Dystans jakieś 50 metrów. Bezdomny okazal sie miec dom, ale był niewidomy. Miał ciemne okulary i laske, która machał po trawie jak maczetą. Jak na typowego niewidmoego był bardzo malo subtelny w tych swoich ruchach to laską, która zwyklewynajdują przeszkody na swojej drodze. Na dodatek pachniał piwem jakby przed chwilą wypił go cała beczke. Bardzo sie ucieszył, że ktoś mchciał mu pomóc. Przywitał mnie stertą przekleństw pod adresem swojego kolegi, który gdzieś mu zniknął. Spytałem sie gdzie chce dojść i zacząłem go tam prowadzić. Troche mi się spieszyło, ale co tam. Ja i tak z reguły się spoźniam, więc dalsze pół godziny nie powinno nikomu zrobić różnicy, a temu niewidomemu trzeba przecież pomóc. Przynajmniej bym mial dobra wymówke. Ten pan nie zamerzal mi widocznie ułatwiać zadania, bo powiedział.
- Po drodze byśmy jeszcze wstąpili do Kubusia to bym sobie jakieś piwko strzelił, dobrze? 
Myśle sobie, że sytuacja - mi się spieszy, pomagam pijanemu człowiekowi dojść do domu, który nic nie widzi i na dodatek chce wstapić jeszcze do sklepu, po zapas browarów. ale jak tu odmówić kalece. Moze po drodze zapomni. Nie było mi jednak dane się o tym przekonac bo angle znalazł sie jego kompan, który go cały czas szukał. Odszedł na chwilę, a jego niewidomy koleka zdażył  przejść przez jezdnie i zapuscic się na nieuczeszczany szlak zieleni, który wyznacza linie torów tranwajowych i dzieli jezdnie na dwa pasy.