TENTEGO

TENTEGO

poniedziałek, 27 lutego 2012

Justyna i przyjaciele

W marcu dwa dni po dniu kobiet w Galerii Koloru w Warszawie odbędzie się pewne wydarzenie kulturalne. Pewna czarująca dama imieniem Justyna wraz z przyjaciółmi będzie gościem specjalnym wystawy Niebieskiego; młodego, zdolnego i przede wszystkim nieszablonowego artysty, Niebieski, a właściwe Niebieski Robi Kreski jest znany ze swojego niekonwencjonalnego podejścia do sztuki, oraz ze specyficznej atmosfery na swoich wernisażach.
Na ostatniej wystawie dzieła artysty celowo zeszły na dalszy plan w celu wysmiania pewnego zjawiska, a ich miejsce zajęły hamburgery i hod – dogi sporządzone według tajemnej receptury.
Prowadzeniem kuchni zajmował się sam artysta oraz specjalnie wyselekcjonowani kelnerzy. Galeria sztuki zmieniła się w bufet na niespotykaną dotąd skale na tego typu imprezach, nie zmieniło to jednak ducha wystawy i wszyscy byli zadowoleni. Dlatego też pojawia się pytanie czym zapadnie w pamięć kolejna impreza i kim jest ta Justyna?

Link do bloga:

http://niebieskirobikreski.ownlog.com/

https://www.facebook.com/events/389982401016617/

środa, 22 lutego 2012

Nie zawsze sie udaje

Walka wieczoru

- Nazywam się Sru... i jestem narkomanem.
- Część Sru- odpowiedziała grupa chórem.
Wstąpienie do grona anonimowych narkomanów nigdy nie było rzeczą prostą, podobnie jak walka bokserska, szczególnie dla bokserów.
Gala boksu zawodowego cieszyła się duża popularnością. Zrzeszała mnóstwo kibiców  na widowni i przed telewizorami. Raz na jakiś czas trafiała się perełka, taka jak dzisiejsza walka. Mieli stanąć naprzeciwko siebie David ,, Boski Ryj” Samson i Edward ,, Grzeczny” Chamski. Dwóch świetnych bokserów aspirujących do tytułu mistrza. Dwóch zupełnie różnych bokserów.
David Samson zawdzięczał swój przydomek swojej twarzy. Nie wyglądał zupełnie jak pięsciarz, przypominał raczej modela bądź bohatera jakiejś telenoweli. Bardzo dbał o swój wygląd i nigdy nie pozwoliłby sobie wyjść na ring ze złym uczesaniem swojej bujnej blond grzywy. Zawsze był świetnie przygotowany do walki. Przed każdym pojedynkiem przesiadywał godziny w gabinecie kosmetycznym robiąc sobie pedicure, manicure, maseczki na twarz. Używał też najdroższych perfum. Złośliwcy uważali, że bardziej skupiał się na swoim wyglądzie niż na walce. Kiedyś któryś z jego przeciwników krzyknął, że obije mu ten ,,boski ryj”. I tak już zostało. Co prawda nikomu nie udało się dotąd obić mu buźki ale dotąd trafiał na wyraźnie słabszych przeciwników. Dziś czekała go konfrontacja ze straszliwym ,,Grzecznym”.
Edward Chamski z kolei zawdzięczał swój przydomek bardzo spokojnemu zachowaniu. Zawsze opanowany i ważący słowa podczas konferencji prasowych i wywiadów, tak aby przypadkiem w niczym nie urazić swojego rywala. Było to nietypowe zachowanie, gdyż we współczesnym boksie zawodnicy z reguły wychwalali na każdym kroku siebie, swoje dokonania i to czego to oni nie zrobią ze swoim przeciwnikiem. Chamski natomiast wchodził na ring, robił swoje i z niego schodził, nie troszcząc się za bardzo o kontakty z mediami czy tworzenie własnego wizerunku.
Obaj bokserzy w ringu byli jak dotąd niepokonani. Obaj też mieli zwyczaj wchodzić na ring za każdym razem inaczej. Za każdym razem wchodzili przy innej muzyce i scenografii, dlatego publiczność też zawsze była ciekawa jak będzie wyglądać wejście.
Chamski wszedł obwieszony złotymi łańcuchami, z czapeczka skatowską na głowie i otoczony przez tańczące cheerleaderki w rytm przeboju rapera Mnożnika. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem, gdyż Mnożnik miał zarymować na żywo kawałek napisany specjalnie na ta walkę, a zarapował zupełnie inny. A brzmiał on tak:
Jestem Mnożnik a wy to już wiecie
Wy macie chajs i mi go dajecie
ja mnożę rymy niesłychanie mądrze
sprawcie to sami, dobrze
kupujcie moje płyty bo są zajebiste
nie ma lepszych, ja wam to mówię
a ja się znam bo jestem Mnożnik
i robię kawałki bardzo dobre
a inni się nie znają bo ja się znam
i mowie to dziś wam
Jestem z biednej dzielnicy więc dajcie mi kasę
a ja ja wydam na brykę i kurwy, o bybe, bybe
takie jest życie rapera
ej dziewczyno! Ja wiem, że mnie pragniesz
ale nie dostaniesz bo jestem Mnożnik i mam swoich ludzi, Acha, Acha
ale możesz kupić moją płytę
Kiedy potem Chamski zwrócił się z pretensjami do Mnożnika, że ten wykonał inny kawałek od tego, który był w umowie, ten stwierdził, że nie mógł przepuścić takiej okazji na autopromocje, i że zyski ze sprzedaży płyt przewyższa wielokrotnie kare, która będzie musiał zapłacić.

Sru słuchał transmisji z walki przez radio, zawsze słuchał radia w drodze do domu. Spotkanie na terapii rozłościło go tylko, było nudne. Potrzebował bez przerwy jakiegoś źródła podniety. Dawały go na przykład narkotyki ale kiedy Sru nie ćpał. szukał innych źródeł. Zaczepiła go pewna staruszka z prośba o kilka groszy. Wyjął słuchawki z uszu, żeby lepiej słyszeć. Uważnie z lustrował ją wzrokiem, po czym uderzył ją z całej siły w krtań. Gdy staruszka charcząc upadła na ziemie kopnął ją w głowę. Starsza kobieta swoja bezradnością wobec jej sytuacji życiowej wzbudziła w nim litość i wspólczucie, więc zrobił to co zrobił, bo kiedy Sru komuś współczuł to go zabijał. Litował się nad nieszczęściem innych i chętnie pomagał im w biedzie, usuwając ich i z tego świata. Nigdy nie troszczył się o zacieranie śladów, czy usuwanie ciał. Nigdy nie był karany i jego dane nie figurowały w żadnej policyjnej kartotece. Nigdy nie było świadków a z ofiarami nic go nie łączyło. Policja nigdy nie powiązała morderstw z jego osobą.
Wszedł do mieszkania, rozsiadł się wygodnie na kanapie i włączył telewizor. Właśnie pokazywali wejście ,, Boskiego Ryja”.
Samson nie miał takich sponsorów jak Chamski. Nie stać go było na zatrudnienie znanych zespołów aby zagrali na jego wejście na żywo. Zbyt dużo pieniędzy pochłaniał na SPA, zabiegi kosmetyczne i ubrania. Musiał zacząć oszczędzać. Na jego wejście zagrał więc znajomy organista z parafii Świętego Mieczysława.
Samson wszedł na ring, spojrzał groźnie przeciwnikowi w oczy, poprawił włosy po czym poprosił o mikrofon i zwrócił się do publiczności.
- Jesteście bardzo szczęśliwi, że możecie mnie dziś wieczór zobaczyć na żywo. Jest to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w waszym życiu oprócz narodzin waszych dzieci. Jest to wydarzenie o którym będziecie opowiadać waszym wnukom. Dlatego możecie bez zażenowania robić zdjęcia, nagrywać to na kamery a tym, którzy mają pecha ale i tak są wielkimi szczęściarzami bo mogą oglądać to w domu radze nagrać to wydarzenie na video. Albowiem będziecie świadkami jak rozłożę tego draba na łopatki. Niczym mój wielki poprzednik, nie tak jednak wielki jak ja, a mam tu na myśli Muhameda Alego, prorokuje, że znokautuje obecnego tu Chamskiego w trzeciej rundzie. Mój przeciwnik może się bronić i nie będę miał mu tego za złe, ale nie ma najmniejszych szans. Jestem bowiem silny jak Mariusz Pudzianowski, szybki jak Michael Jordan,piękny jak Brad Pit i odporny jak Superman. Moje ciosy nigdy nie... 
Nie dokończył jednak gdyż rozwścieczony ,,Grzeczny” doskoczył do niego i zadał mu trzy ciosy po których ,, Boski Ryj” padł zamroczony na ziemie. Chamski podniósł mikrofon i powiedział: ,, On kłamał. Ja jestem lepszy” i udał się w kierunku szatni zostawiając zdziwiony i zawiedziony tłum. Walka bowiem skończyła się nim się zaczęła.

Wściekły i upokorzony Samson zmierzał właśnie do samochodu gdy podszedł do niego obcy mężczyzna i nagłym ruchem przytknął mu do ust szmatę nasączona chloroformem.

Kiedy się zobaczył zauważył, że leży związany w ciemnym pokoju bez okien, i że ma erekcję. Naprzeciwko niego siedział mężczyzna, który przypatrywał mu się uważnie.
- Witaj Davidzie - odezwał się w końcu. - Aby oszczędzić czas przejdę od razu do rzeczy. Nazywam się Sru i jestem twoim fanem. A ty zawiodłeś dziś swoich fanów i co gorsze mnie. Przez ciebie nie wygrałem sporej ilości kasy, sporą ilość kasy też straciłem. Tak, wiem,że zakłady sportowe to czysty hazard, ale ja lubię zakłady sportowe i innym nic do tego. Ma to ten efekt uboczny, że jak ja przegram to się denerwuje, ale za to jak wygram to się ciesze. Ale dziś nie wygrałem, bo dałeś dupy i jak się słusznie domyślasz nie jestem z tego zadowolony. W zasadzie mógłbym cie od razu zabić, ale widziałem taki film na którym facet porywał ludzi, którzy w jakimś aspekcie coś zjebali. Mówił im, że chce z nimi zagrać w grę. W tej grze mieli możliwość odkupienia swoich win z reguły za bardzo wysoko stawkę. Na przykład mógłbym wsadzić cie do zamkniętej na klucz komory, z której zostanie wypompowany tlen, za ileś tam godzin. Klucz znajdowałby się w pojemniku wypełnionym kwasem. Miałbyś wybór. Albo śmierć przez uduszenie albo włożyłbyś rękę do tego pojemnika i wyciągnął klucz. Oczywiście zeżarłoby ci tą rękę ale miałbyś jeszcze druga i uszedłbyś z życiem. Miałbyś nawet możliwość wyboru, którą łapkę chciałbyś sobie poparzyć. Tak, mógłbym to zrobić... ale nie zrobię. Nie jestem przecież sadystą. Wymyśliłem coś innego. Jak już pewnie zauważyłeś masz erekcje. I nie jest to bynajmniej na mój widok, po prostu zaaplikowałem ci środek na bazie Viagry. To dlatego tak stoi i stać będzie. I najlepsze jest to, że nie możesz z tym nic zrobić. Jedyny sposób to antidotum mojej produkcji. Ten środek który masz w sobie też jest mojej produkcji. Nikt go nie zna na rynku, nikt nawet nie wie, że taki środek istnieje. Umiem robić takie różne fajne rzeczy i w rezultacie masz erekcje do końca życia. Fajnie co. Acha, taka niemiła wiadomość. Nie możesz sikać. Natura tak to wymyśliła, że podczas erekcji nie można sikać. Dzięki temu nie można na przykład wymieszać moczu ze sperma albo wysikać się do partnerki podczas stosunku, natura jest mądra i nie dopuszczą do takich sytuacji. Efekt uboczny oprócz tego, że nie możesz się wyszczać, i tego, że za jakiś czas rozsadzi ci pęcherz, to zatrucie moczem. Zbędne produkty przemiany materii nie mogą się uwolnić i organizm się zatruwa, następuje zakwaszenie i zaburzenie ilości wody i minerałów. Ciekawe czy wpierw umrzesz z zatrucia czy pęknie ci pęcherz i mocz rozleje się po twoich wnętrznościach. Jak myślisz? Tak czy inaczej będziesz cierpiał gorzej niż narkoman na odwyku. Sam jestem na odwyku i wiem jak to ciężko.
- Chcesz działkę? - odezwał się nagle Samson - Mogę ci załatwić tyle koksu ile zechcesz. Kokaina, Heroina, Amfetamina, Marihuana, mam wszystko. Mogę ci załatwić co chcesz i ile chcesz.
Oczy Sru zaświeciły się z pożądania.
Pomyśl tylko - kontynuował Samson-mogę ci dostarczyć takie ilości, że starczy ci do końca życia. Już nigdy nie będziesz czul głodu narkotykowego. Już nigdy nie będziesz czul bólu i zawsze będziesz na chaju. Mogę ci dać to wszystko w zamian za antidotum i obietnicy, że zostawisz mnie w spokoju. Wybór należy do ciebie...

poniedziałek, 20 lutego 2012

81 punktów Kobego


5 lat już mineło. Ani Jordan, ani James ani nikt inny poza Wiltem Chamberlainem nie dokonał tego co Kobe Bryant 22 stycznia 2006 roku. Oto jak określił to po latach bohater tamtego wieczoru:
Pamiętam jedynie, że przegrywaliśmy szesnastoma punktami ze słabymi Raptors, a na dodatek byliśmy już po dwóch porażkach z rzędu. Mieliśmy pecha i byliśmy w ponurych nastrojach… Po prostu potrzebowaliśmy tej wygranej, a ja byłem akurat "w gazie”.”

Podsumujmy to co się wtedy wydarzyło. Kobe był w złym nastroju. Jego zespól przegrał dwa poprzednie mecze i wszystko wskazywało na to, że przegrają kolejny. Raptors od początku narzucili tempo. Po pierwszej połowie prowadzili 14 punktami, a momentami ich przewaga dochodziła do 18 punktów. I właśnie wtedy miarka się przebrała. Kobe postanowił zrobić to co przed nim przez wiele lat świetnie wykonywał Michael Jordan, mianowicie wygrać mecz w pojedynkę.

Już pierwsza połowa wskazywała na to, ze ma dobry dzień. Zdobył w niej 26 punktów. Nieźle, ale nie rewelacyjnie, potrafił zdobywać zdobywać 40 punktów przez pierwsze dwie kwarty więc 26 nie było niczym szczególnym. W drugiej połowie dołożyłby ze 20 - kończąc mecz z czterdziestoma paroma punktami. Dzień jak codzień. To w tym samym miesiącu Kobe został pierwszym od ponad 40 lat zawodnikiem, który zdobył co najmniej 45 punktów w czterech kolejnych meczach. Na końcu sezonu miał ich 27.
W trzeciej kwarcie Kobe wziął się jednak na poważnie do roboty i niemal zdobył te 27 punktów pod rząd, jeden serial punktowy za drugim. Raptors nie mogli nic na to poradzić. Po trzeciej ćwiartce miał ich już 53, a Lakers wyszli na prowadzenie 91 – 85.

W ostatniej odsłonie spektakl trwał. Raptors nie mogli już zagrozić, a Bryant podwyższał swoje osiągnięcia. Na 5 minut przed końcem miał 67 punktów. Kiedy zdobył 70 oddając zachwiany rzut za 3 komentator oszalał, gdy chwilę później dołożył 2 - oszalała publiczność. Niestety w tym momencie skuteczność mu trochę opadła, oddał kilka niecelnych rzutów. Oddawał już je na siłę i to nie było to samo, niemniej mecz zakończył z wynikiem 81 oczek, z czego 55 w drugiej połowie,
Drugi mecz w historii w którym została przekroczona bariera 80 punktów przez jednego zawodnika.. Oddał w nim 46 rzutów z czego 28 było celnych, trafił 7 na 13 trójek i 18 na 20 osobistych. Miał tez dwie asysty, ale podać po których partnerzy oddawali niecelne rzuty do kosza miał znacznie więcej. Mecz zakończył się wynikiem 122 – 104 dla Los Angeles.

Nie był to najlepszy sezon dla Lakers, zakończyli go wynikiem 45 – 37 i odpadli w pierwszej rundzie play -of przeciwko Suns. Ale Kobe w tamtym sezonie błyszczał jak nigdy przedtem. Został królem strzelców ze średnia 35.4 – najwyższa od 87 roku kiedy Jordan zdobywał 37.1 punktu na mecz.

Swoja drogą Jordan odniósł się do wyczynu Bryanta porównując go z 100 punktami Chamberlaina. Stwierdził, że o wiele trudniej jest graczowi grającemu na obwodzie zbliżyć się do rekordu ,,Szczudła”, ponieważ ci muszą o wiele więcej tracić energii na rozgrywanie piłki niż gracze środkowi. A wiedział co mówi, posiada najwięcej tytułów króla strzelców i najwyższa średnią zdobywanych w historii, ale sam nigdy nie przekroczył bariery 70 punktów. W swoim rekordowym występie zdobył ,,marne” 69 i potrzebował do tego dogrywki. Kobe dokonał wszystkiego w regulaminowym czasie gry.
 

sobota, 11 lutego 2012

Gdzie jest melo? Czyli Knicks vs Lakers

To miał być kolejny szlagier NBA, Nowojorczycy podejmowali Los Angeles Lakers. Zapowiadał się wyśmienity pojedynek pomiedzy Kobem a Carmelo. Włączyłem mecz... Zaraz gdzie jest Melo
Okazało się ze ma kontuzje pachwiny i nie gra od początku tygodnia, no cóż ten fakt jakoś mi umknął. Pomyślałem, ze w takim razie jest po meczu i Lakersi rozgromią Knicksów, mecz bez historii. Jedyna nadzieja była w liderze Kalifornijczyków, MSG słynie z tego, że legendy lubią sobie tam porzucać. Kobe zdobył tam przecież 64 punkty i zajmuje drugie miejsce historii pod względem średniej punktów na mecz w tej hali, tuż za Michaelem Jordanem. Obaj powyżej 30 punktów. Więc miałem nadzieje się, ze Bryant da popis. W pierwszej połowie to był jednak antypopis. Rzucił 10 punktów z czego tylko raz z gry, tego dnia widocznie nie mógł się wstrzelić.
I to Knicks prowadzili przez cała pierwszą połowę średnio około 10 punktami.
Okazało się, ze pod nieobecność Melo, Nowy York ma nowego bohatera, i nie jest nim odrodzony Amar'e Stoudemire, tylko niejaki Jeremy Lin. Sam Amar'e udał się w swoje rodzinne strony na pogrzeb swojego brata, który zginął w wypadku samochodowym.
Historie Lina można by w skrócie określić jako ,, od pucybuta do milionera” spełniony amerykański sen. Jego korzenie sięgają Tajwanu, nie tak dawno nie chciał go żaden klub NBA, został przygarnięty w Madison Square Garden, ale nie był pewien czy pobędzie tu dłużej, dlatego nawet nie wynajmował mieszkania tylko mieszkał u rodziny. Ja pamiętam go z meczu przeciwko Miami, gdzie wyróżniał się tylko tym,że był żółty. Okazało się,że podczas ostatnich 3 meczach, kiedy przebił się do pierwszej piątki wyróżniał się także grą.
Po pierwsze Nowojorczycy wygrali ostanie 3 mecze, a Lin w każdym kolejnym meczu pobijał jakiś swój rekord. Zdobywał kolejno 25, 28 i 23 punkty ale w tamtym meczu dorzucił swoje rekordowe 10 asyst. Nowy Jork oszalał na jego punkcie
W tym meczu było podobnie pierwsza połowa, to był istny Lin show, zdobył w niej 18 punktów usuwając w cień Kobego. Kobe ( 34 punkty) jednak nie lubi być w niczyim cieniu dlatego w drugiej połowie swoim zwyczajem wziął się do roboty i Lakersi powoli zaczęli się zbliżać, kiedy wynik stawał się zbyt wyrównany do akcji wkraczał Lin, który znowu pobił swój rekord punktowy równocześnie ustanawiając nowy wśród wszystkich Knicks w tym sezonie ( 38 pkt., 7 ast.). Za jego sprawą Nowojorczycy znowu odjeżdżali na względnie bezpieczną odległość. Wygrali ten mecz 92:85. Trzeba tu dodać, że to pierwsza ich wygrana z Lakers od 9 spotkań.
Nie tak dawno mówiono, że źle się dzieje w Knicks ponieważ duet Melo i Amar'e, nie funkcjonuje tak jak powinien, brakuje rozgrywającego, który by ich zespoił. Pojawił się młody rozgrywający z Tajwanu, Knicks odnieśli swoje czwarte z rzędu zwycięstwo w osłabionym składzie, który tak naprawdę wydaje się mocniejszy bez swoich gwiazd. Pytanie czy w pełnym składzie Nowy York ciągle będzie potrafił wygrywać czy wręcz przeciwnie.


niedziela, 5 lutego 2012

New York:Boston 89:91



Celtom nie najlepiej się wiedzie w tym sezonie. Zaczęli go od porażki w MSG gdzie przegrywali 17, potem wyszli na prowadzenie 10, by potem przegrać całe spotkanie 104: 106.
W tamtym meczu Boston grał bez Paula Pierca, a Rondo zdobył 31 punktów. 13 asyst i miał 5 przechwytów. Carmelo zdobył w całym meczu 37, z czego 17 w 4 kwarcie, i to on dał zwycięstwo Nowemu Yorkowi.
Potem do drużyny dołączył Pierce i wcale nie wiodło jej się lepiej, ciągle zaliczali wiece porażek niż zwycięstw ( 5 – 8), kiedy kontuzji nabawił się Rondo i nie grał przez prawie 2 tygodnie. Celtowie niespodziewanie lepiej radzili sobie bez niego, mieli bilans 6 – 2.
Nowojorczycy zaś w ostatnich 8 meczach mieli bilans 2 – 6, a w całym sezonie 8 -14.
W tym spotkaniu W Boston Garden do gry powrócił Rondo i miało się okazać czy Celtowie zdołają podtrzymać dobrą passe i czy będą potrafili zrewanżować się Knicksom za wcześniejszą porażkę.
Trzeba tu nadmienić ze wszystkie 8 spotkań, wliczając w to play – of, poprzedniego sezonu miedzy tymi drużynami wygrał Boston.
Początek meczu był bardzo wyrównany z nieznaczną przewagą Knicks. Rondo dostał na początku łokciem w twarz od Shumperta, i reszte spotkania grał z podbitym okiem.
Świetny początek spotkana zaliczył Garnet( 15 pkt, 8 zb. 3 ast), w jego przypadku on raczej wolno wchodzi w mecz i potrzebuje czasu, żeby zaadaptować sie do gry. Zaliczył nawet celny rzut za 3 i zdobył w tym spotkaniu swoją 10 tysięczną defensywą zbiórkę. Jest pod tym względem na trzecim miejscu wszech czasów ustępując Karlu Malone i Robertowi Parischowi.
Po pierwszej połowie prowadzili Knicks 55:49, a liderami strzelców po obu stronach byli Carmelo i Pierce, obaj po 15 punktów.
Druga połowa również rozpoczęła się pod dyktando Nowojorczyków, jednak świetna obrona Celtics powodowała, że stopniowo zaczęło oni odrabiać straty. Można powiedzieć, że niepowodzenia im służą. Po nie najlepszym początku sezonu mają oni obecnie drugą defensywę w całej NBA i prowadza pod względem skuteczności rzutów 3 punktowych, ponad 42%. Podobnie było w tym spotkaniu. Na 7 minut i 40 sekund Celtowie doprowadzili do remisu po 77. Szczególnie wyróżniał się Pierce ( 30 pkt., 7 zb,.5 ast.), zwłaszcza swoimi energetyzującymi akcjami w obronie.
Na 4:24 min. Ray Allen( 14, pkt) trafił za trzy dając Bostonowi pierwsze prowadzenie w tym meczu od 18 minuty spotkania. Na tym właśnie polegała przewaga Celtics, w najważniejszych momentach potrafili realizować to co sobie założyli, czyli innymi słowy Allen miał trafiać. W ciągu dwóch minut zdobył 9 punktów.
Knicks jednak szybko nadgonili i na półtorej minuty do końca było 90:89 dla Celtów. Co ciekawe Carmelo Anthony ( 26 pkt,. 6 ast,.) prawie w ogóle w tym czasie nie istniał, przez ostatnie 6 minut nie zdobył punktów. Nowojorczycy starali się wygrać ten mecz trójkami, ale nie mogli trafić. Na 14 sekund przed końcem Knicks omal nie stracił przechwycili piłki, ale Pierce ją odzyskał i trafił za 3 równo z końcem 24 sekundowego zegara. Było 93:89. Pomyślałem, że jest już po meczu. Sędziowie przeanalizowali jednak ten rzut i stwierdzili, że  był  on oddany po czasie i cofnęli decyzje. Mecz był w dalszym ciągu otwarty. Nieudana akcja, faul, Pierce na linii osobistych, trafia tylko jeden. Nowojorczycy mieli jeszcze szanse , ale Novak nie trafił rzutu. Można było odnieść wrażenie, że Boston robi wszystko, aby ułatwić swoim rywalom wygranie tego meczu. Ci jednak nie potrafili tego wykorzystać.


czwartek, 2 lutego 2012

Lwica imieniem Kamuniak

Czasami w przyrodzie zdarzają się anomalie. Czasem życie pisze tak dziwne scenariusze, że trzeba o nich opowiedzieć. Historia ta nie dotyczy świata ludzi ale świata zwierząt wiec tym bardziej, przynajmniej dla mnie jest to piękne, smutne a zarazem dziwaczne.
Pewna lwica nazwana Kamuniak przez ekipę filmową,która rejestrowała poniższe wydarzenia, postanowiła zaopiekować się małym oryxem. Dla tych co nie wiedzą oryx to taka antylopa na które polują lwy.
Trzeba tu dodać, że to była samotna lwica co już samo w sobie jest dziwne. Lwy żyją w stadach, które składa się z samca i samic z młodymi. Młode lwy płci męskiej są tolerowane przez tego samca,notabene ich ojca, dopóki są..., no cóż, młode:)
Bycie samcem alpha to marzenie każdego lwa, a taki w stadzie może być tylko jeden i wcześniej czy później dochodzi miedzy nimi do starć i pokonany lew musi opuścić stado i gdzie indziej założyć własne. Lwice natomiast często przez całe życie zostają w stadzie, w którym się urodziły. Samotny lew nie jest wiec niczym nadzwyczajnym. Samotna lwica już natomiast jest. A co dopiero samotna lwica z oryxem. Nie wiadomo jak to się stało, że ta lwica została sama, nie wiadomo też dlaczego nie zjadła tego oryxa. Wiadomość ta dość szybko obiegła znawców, natomiast w zasadzie nikt nie miał wiele więcej do powiedzenia niż to, że takie coś nie powinno mieć miejsca.
Niektórzy mieli teorie, że stado Kamuniak zostało wybite przez kłusowników i tylko ona przeżyła, i że to skrzywiło jej psychikę, czyli innymi słowy zwyczajnie jej odbiło. Inni twierdzili, że młody oryx był po prostu jeszcze za młody i nie zdawał sobie sprawy, że przed lwami należy uciekać. A ponieważ nie uciekał, to u lwicy nie pojawiła się instyktowna reakcja pod tytułem ,, jeśli coś ucieka, to trzeba to zabić" Niektórzy też twierdzili, że lwica hoduję sobie przekąskę na takiej zasadzie jak czarownica trzymała w klatce i tuczyła Jasia i Małgosie żeby ich potem pożreć.
Należy tu nadmienić, że ten oryx żywił się jeszcze tylko i wyłącznie mlekiem matki, a Kamuniak może i zachowywała się jak matka, ale mleka nie miała. W tej sytuacji młode..., cóż, sami wiecie. Młody oryx próbował podchodzić do stad oryxów w poszukiwaniu mleka, lecz gdy tylko stado zobaczyło w jego towarzystwie lwice rzucało sie do ucieczki. Sama lwica też nie polowała, albowiem nie chciała zostawiać oryxa samego. Zwierzęta stawały się coraz chudsze i słabsze. Aż po dwóch tygodniach już w zasadzie nie mogły się ruszać, aż dziw było, że jeszcze żyją, zwłaszcza młode. Przez ten czas lwica nawet nie próbował zjeść swojego nowego przyjaciela. Pewien znawca lwów miał teorie, że lwica traktuje to młoda jak namiastkę stada, podobnie jak ludzie, którzy trzymają w domach pieski i kotki jako namiastkę dzieci.
Sprawa lwicy stała się sławna. Przez te dwa tygodnie na miejsce ich pobytu zdążyło przyjechać kilka autobusów pełnych turystów chcących zobaczyć niezwykła parę. Niektórzy zaczęli się domagać, żeby zwierzętom pomóc i je nakarmić. Ludzie zajmujący się przyroda maja często zasadę, aby w sprawy naturalne nie ingerować. Czyli że można oglądać z odległości, ale o żadnej formie pomocy nie może być mowy. Nawet sami strażnicy parku mieli już poważne wątpliwości jak się zachować. Sytuacja nie była przecież tak do końca naturalna. W końcu pod osłona nocy zdecydowali się rzucić lwicy kawałek mięsa. Ta jednak go nie ruszyła, mimo że była bardzo głodna. Poleżała wokół niego jeszcze dwie godziny i odeszła w raz małym.
Następnego dnia lwica była już tak słaba, że chyba po raz pierwszy pozwoliła się oddalić młodemu na kilkanaście metrów bez obstawy. Nagle rozlękł się ryk i z zarośli wyskoczył lew, który chwycił młode i oddalił się z jeszcze żywym i wzywającym pomocy, by następnie je w spokoju zjeść. Kamuniak zerwała się na równe nogi ale była zbyt przerażona i zbyt słaba by zareagować. Mogła tylko bezsilnie patrzeć. Po tym wszystkim Kamuniak zachowywała się tak samo jak wszystkie lwice, które tracą swoje młode. Przeżywała swojego rodzaju żałobę. Jednak następnego dnia udało jej się upolować głuszca i wróciły jej siły. Od tamtej pory adoptowała 5 innych oryxów. Żadnemu jednak nie udało się tak długo przeżyć jak temu pierwszemu.
Historia ta zrobiła na mnie duże wrażenie podobnie jak na murzynach z tamtej okolicy u których to wydarzenie urosło do rangi mitu. Przekazują następnym pokoleniom historie o pewnej lwicy, która sama nie mogła mieć dzieci i której dziecko zesłał Bóg.