Rozdział
11
Ted
przyglądał się uważnie wężowi Długiemu. Była to żmija
gabońska, których osobiście nie znosił. Żmije gabońskie miały
ubarwienie maskujące, które czyniły je praktycznie niewidocznymi
wśród traw, liści i gałęzi. Ted zawsze się obawiał, ze na
jakąś nadepnie, a to mogłoby się skończyć ukąszeniem, z reguły
kończącym się śmiercią. Węże te były bowiem bardzo jadowite,
miały też największe, dochodzące do 5 cm długości, zęby jadowe
pośród wszystkich.
Ted
zastanawiał się jak to jest możliwe, że pomocą psychiczną,
gdzie właśnie zaufanie do terapeuty powinno być podstawą,.zajmuję
się zwierze, które budzi powszechny strach. Jak może rozluźnić
się w rozmowie, wiedząc, że jedno ugryzienie, może go zabić. Jak
ma nawiązać kontakt, jeśli terapeuta budził obrzydzenie.
Zmije
Gabońskei nie miały najlepszego wzroku, toteż otoczenie badały
głównie językiem, który nieustanie wysuwał się i wsuwał do
pyska, przypominając sępowi dyndającego robaka.
-
Ssssłucham, w czym mogę ci pomóc? - zapytał wąż.
-
Nie lubię świąt – odpowiedział sęp.
-
Ssssssłucham?
-
Nie lubię świąt.
-
I to jessst powód, żeby psssychodzic do terapeuty, dyplomowanego
mądrali? - zdenerwował się wąż.
-
Każdy powód jest dobry, żeby pogadać. Chyba za to wam płacą, za
gadanie
Ted
sam się zdziwił, że powiedział to tak zadziornie. Doszedł do
wniosku, że za wszelką cenę nie chciał pokazać, nawet sobie, że
się boi.
-
Dobsse, zatem. Psssessskadza ci to, że nie lubisz śśśświąt?
-
Nie. Przeszkadza mi tylko to, że są. Nielubienie ich jest nawet
spoko, ale mogłoby ich nie być.
-
Dlacego ich nie lubisss?
Teda
coraz bardziej drażnił wysuwający się język. Najchętniej by go
chwycił i wyrwał, ale za bardzo bal się zębów
jadowych,znajdujących się bardzo blisko owego języka.
-
To nie po naszemu. Całe wieki obywaliśmy się w Akyrfie bez świąt.
A nagle pojawia się jakiś Mikołaj i chce nas uszczęśliwić na
siłę, sprowadza to białe gówno z nieba, karze ubierać drzewka,
przygotować jakąś kolacje, przy której trzeba będzie śpiewać
piosenki o jakimś dzieciątku i jeszcze nam wmawia, że będzie
fajnie.
-
Ale na całym śśświecie obchodzi się śśświęta. Wssyscy już
je obchodzą, to bardzo modne. Akyrfa nie moze pozostać w tyle.
Powinna nadązzać za światowymi trendami. To bardzo dobze, że
Mikołaj zrobił taką akcje i umozliwił nam bycie na casie.
Powinniśmy być mu wdzięczni i musiss to zrozumieć. Widzę, ze
psed nami cięzka praca. Musimy zmienić twój sposób myślenia.
Myślę, że zajmie nam to, tak z pół roku intensywnej pracy.
-
A co jeżeli ja nie che zmieniać sposobu myślenia. Ja lubię swój
sposób myślenia, jestem do niego bardzo przywiązany.
-
To oznacza, że... pssykro mi to mówić, ale to znaccccy, że jesteś
jednostką klopotliwą, w najlepsssym razie niepotsssebną, w
najgorsssym niebezpiecną, bo mozes powodowac bunt, u normalnych
jednostek. Więc jęsli nie chcessss się zmienić, to psssykro mi,
ale będę cię musiał ugryzc.
-
Ale po co? - zaniepokoił się sęp.
-
Takie są psssepisy
-
Nie podobają mi się te psepisy.
-
Ooo własssnie o tym, mówię. Osobnik, któremu nie podobają się
pssepisy jest spoleceństwu zbędny. A więc, dasss się ugryzc sam,
czy mam użyć śiły?
-
A może ja sobie po prostu wyjdę i zapomnimy o całej sprawie.
-No
wiesss, niestety to nie jest takie proste. Widzisss ja tu pracuje i w
ogóle. Jak się dowiedzą, ze nie psssetssegam pssepisów to mogą
mnie zwolnić. I ja nie chce tak ryzykować. Nawet nie mogę. Widziss
ja nie mam dzięci ani zony,. To nie jest łatwę utsymać
jednoosobowa rodzinę.
-
Hmm,jakbyś chciał mnie po prostu ukąsić, to byś nie tłumaczył
tego wszystkiego. Z tego wniosek, ze nie chcesz tego zrobić. Co
proponujesz w zamian?
-
A co ty byś zaproponował na moim miejscu?
-
Hmm – sęp milczał przez chwile. - Łapówkę?
-
Nie, nie, nie. No chyba, ze rekompensatę za poniesione ryzyko
związane z puszczeniem ciebie wolno.
-
Ale to przecież to samo.
Ted
miał w życiu proste zasady. Łapówkarstwem się brzydził. Wąż,
który chciał od niego łapówkę brzydził go dwa razy bardziej.
Wąż, który chciał go zabić , albo wziąć łapówkę, brzydził
go trzy razy bardziej. Innymi słowy jego obrzydzenie sięgnęło
zenitu. Ze względu jednak na dość ograniczoną mimikę sępów nie
mógł tego niewerbalnie wyrazić. Długi nie miał pojęcia co
dzieje się w środku jego rozmówcy.
-
No cóż, przykro mi to mówić, ale nie stać mnie na łapówkę.
Idą święta, musiałem zrobić kilka wydatków i w ogóle. -
powiedział zakłopotany.
-
Zatem ugryzienie?
-
Co to? - spytał Ted, wskazując na mały młoteczek leżący na
stole obok węża.
-
Młoteczek, służy do badania odruchów.
-
Mogę?
-
Proszę, ale po co? Co to ma wspólnego z naszymi rozważaniami
Sęp
chwycił w swoje szpony owy niepozorny przedmiot. Prze chwile się
nim bawił, jakby sprawdzał jego ciężar, po czym bez ostrzeżenia
uderzył węza w pysk. Ten potrząsnął łbem oszołomiony, nie
wiedząc zupełnie co się stało. Ale nim się otrząsnął, Ted był
już przy nim. Jedną nogą przygwoździł go do ziemi, drugą zaczął
z wściekłością okładać młoteczkiem po głowie. Raz za razem,
jakby chciał na nim wyładować cala swoja frustracje, cala swoją
złość. Przerwał dopiero, kiedy uświadomił sobie, że czaszka
węża pękła.
-
Ojej – wyartykułował zmartwiony – chyba lekko przesadziłem.
Nie
żeby się specjalnie przejął, ale zaczął się zastanawiać co ma
dalej zrobić, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było żadnych
innych wyjść, a na zewnątrz czekała kolejka pacjentów, którzy
nie będą zachwyceni jak się dowiedzą, że zbawca ich samopoczucia
ma czaszkę rozwaloną młoteczkiem do badania odruchów. W sumie to
było trochę dziwne, że czaszka pękła pod naporem tego małego
gówna, ale węże przecież nie mają ich zbyt mocnych.
Zadecydował,
że wyniesie Długiego w torbie. Na szczęście w tym gabinecie było
ich pod dostatkiem. Włożył węża do torby, wygramolił się z
nory, a oczekującym oznajmił, że przyjmowanie pacjentów
zakończone, bo mądrala ma ból głowy i prawdopodobnie pójdzie na
chorobowe, zatem lepiej nie przychodzić do niego jutro,w pojutrze, w
popojutrze, a nawet później. Potem dodał, ze lepiej w ogóle nie
przychodzić, aż do odwołania.
Skierował
się do wyjścia, gdy zobaczył Gerarda.
-
O jesteś, wszędzie cie szukam.
-
Zgadnij czego się dowiedziałem. Mają tu Mikołaja – oznajmił
gepard.
-
No co ty. Co on tu robi?
-
Eee, o to się nie spytałem, ale jest tutaj. Ma nawet swoją norę.
To ta. -W skazał na dziurę w ziemi w rogu baraku.
-
A skąd o tym wiesz?
-
Jeden z kuracjuszy mi powiedział. A ty byłeś u tego Długiego?
-
No – mruknął sęp.
-
A co masz w tej Tobie?
-
Długiego – powiedział szeptem Ted.
-
Co!?
-
Ciii. Spokojnie, nie rób tyle hałasu. Chyba rozwaliłem mu czaszkę.
Zdenerwował mnie.
-
Co? - zaśmiał się gepard. – A kto mi powtarzał, że trzeba
panować nad nerwami?
-
To co innego, on mi groził, że mnie ukąsi. Nie mogłem mu przecież
na to pozwolić. W ogóle mógł tego nie mówić. Mnie nie można
denerwować, ja jestem wrażliwa ptaszyna.
-
Dobra. Potem mi to opowiesz. Teraz chodźmy do tego Mikołaja.
Chętnie go poznam.