Kto
jest największym wrogiem Chicago Bulls epoki Jordana. Z kim toczyli
największe boje, kogo obawiali się najbardziej. Odpowiedz na to
pytanie nie jest oczywista. Jeśli by o to samo spytać fanów Lakers
wszyscy zgodnie odpowiedzą, że Celtics. Co do Bulls, to wielu powie
pewnie Utach Jazz, bo z nimi spotkali się w finałach dwukrotne.
Jednak prawda jest taka, że Jazz nigdy nie wygrało serii z Chicago.
Tak naprawdę to mało kto zagroził ich dominacji, pierwsze 4
finały zagrali za każdym razem przeciwko innej drużynie.
Prawda
jest taka, że kiedy Byki zostały już mistrzem nie było na nich
mocnych dopóki Jordan nie wycofał się z koszykówki, a po jego
powrocie od momentu kiedy Rodman pojawił się w składzie.
Zastanówmy
się kto zatem pokonał Bulls z Jordanem w składzie w serii play
-of. W 1995 byli to Orlando Magic, ale jordan wrócił dopiero co ze
swojej sportowej emerytury. Na samym początku byli to Boston
Celtics, a kiedy w zasadzie uformował się trzon przyszłe go
zespołu mistrzów byli to Detroit Pistons.
Robotnicze
miasto, robotnicza filozofia, robotnicza koszykówka. Tak w skrócie
można było określić tłoków. Na papierze na pewno nie byli
najmocniejszą drużyną w lidze, ale pod koniec lat 80 – tych nie
było na nich mocnych.
Nie
prezentowali miłej dla oka finezyjnej gry, ale jej zupełne
przeciwieństwo. Nie chodziło o to, żeby ograć rywala, tylko go
zamęczyć, zniszczyć, zmieszać z błotem, a na końcu opluć. Grali
według zasady ,, wszystkie chwyty dozwolone”, byle osiągnąć cel
ostateczny jakim jest zwycięstwo. Wprowadzili modę na twardą i
bezwzględną obronne, która stała się tak charakterystyczna dla
całej NBA w latach późniejszych. Nikomu nie pobłażali,
wszystkich traktowali tak samo, nikogo nie lubili i nikt nie lubił
ich. Zyskali sobie miano ,, złych chłopców” - The Bad Boys.
Przerwali oni dotychczasową hegemonie Lakers i Celtics.
Pistons zaczęli tworzyć swój mistrzowski skład na kilka lat przed bykami. Sercem zespołu był jeden
z najlepszych rozgrywających w historii - Isiaha Thomas. Kiedy
przyszedł on do zespołu w 1981 roku, tłoki nie miały ani tradycji, ani
ambicji ani wytyczonego celu. Thomas nie zamierzał się na taki stan rzeczy godzić.
Już od
pierwszego roku zaczął jeździć na finały NBA uważnie studiując grę i
podejście występujących tam drużyn. Starał się wychwycić i wyodrębnić te
cechy, które są potrzebne zespołowi do zwycięstwa w najważniejszych
meczach. Magic Jonhson był jednym z jego najbliższych przyjaciół i rok
rocznie pojawiał się w Finałach NBA i zdobył 5 mistrzowskich tytułów.
Zapytany o tajemnice sukcesu odpowiedział wprost: ,, Nie powiem Ci co
pozwala wygrywając na tym poziomie, będziesz musiał się sam tego
nauczyć.”
Rozmawiał
nie tylko z graczami NBA ale również z najlepszymi zawodnikami footbolu
amerykańskiego nieustannie zadając to samo pytanie ,, Co jest
potrzebne, aby wygrywać w play-of?”
Thomas
doszedł do wniosku, że wcale nie chodzi o to, żeby mięć w zespole same
gwiazdy, ale o to, by stworzyć wzajemnie uzupełniająca się mieszankę,
gdzie każdy zna swoje miejsce. Gdzie zawodnicy mają wspólną wizje
dążenia do zwycięstwa i omie tego potrafią zapomnieć o swoich
indywidualnych zdobyczach poświęcając się dla zespołu. Zauważył też, że
zespoły zwycięskie walczą często jakby same przeciwko całemu światu,
czują się wyobcowane. A jeśli nie mają obecnie wrogów, na których
mogłyby skupić swoją złość to same ich sobie tworzą. Idealnie oddawało
to charakter przyszłych ,, złych chłopców”.
Nastepnym
ważnym pozyskanym zawodnikiem był Bil Laimbeer z Cleveland Cavaliers.
Nikt jednak nie uważał wtedy tego za rewolucyjne posuniecie. Był on na
dobrej drodze, żeby zniknąć gdzieś
wśród wielu rezerwowych środkowych ligi. Można było odnieść wrażenie,
ze w Pistons chce on się wyżyć i udowodnić wszystkim innym, że nie jest
tylko kolejnym białym, wysokim i powolnym zawodnikiem,
ale ważną częścią zespołu. I był nią faktycznie. To on w głównej mierze
tworzył wizerunek Detoit jako najbardziej brutalnej drużyny. Mówiono o
nim: ,, Nikt go nie lubi, chyba, że gra w twoim zespole.” Poza tym
świetnie rzucał trójki jak na tak wysokiego gracza.
W
połowie lat 80 – tych Pistons zaczęli dopełniać swój skład. Pozyskali
Joego Dumarsa, rzucającego obrońce który był świetnym uzupełnieniem dla
Thomasa. Dobrze rzucał i bronił. Micheal Jordan wyraził się kiedyś, że
jednym z graczy przeciwko, którym najtrudniej mu się grało był właśnie
Dumars. Zawsze, też wyrażał się o nim z szacunkiem.
Dumars był chyba najbardziej nietypowym graczem Detroit, który - rzecz absolutnie nie do pomyślenia w
czasach Bad boys – w latach 90 – tych zdobył nagrodę fair play. Mimo
tego Dumars świetnie się tam zaaklimatyzował i był nawet MVP finałów w
89.
Do
zespołu doszli również Rick Mahorn i Dennis Rodman, który jeszcze nie
był tym ,, Robakiem” jakiego znamy z Chigago Bulls, ale już potrafił
wkurzyć. I był o wiele lepszym graczem w ataku. W
czasach Bulls był tak kiepskim graczem ofensywnym, że publiczność
wiwatowała za każdym razem kiedy udało mu się zdobyć kosza, tak w czasach Pistons miał sezon w którym zdobywał prawie 12 punktów na mecz. W defensywie był świetny jednak zawsze.
To
oczywiście ci najbardziej znani i kojarzeni z tą drużyna, na jej sukces
mieli również wielki wpływ gracze, których tu nie wymieniłem.
Ich klucz do sukcesu? Obrona, obrona i jeszcze raz obrona plus wyprowadzanie przeciwników z równowagi. W samym 89 roku Laimbeer i Rodman i Mahorn zapłacili łącznie 11 tys. kary na 29 100 drużyny za przewinienia techniczne. Dla porównania drudzy na liście byli Portland, którzy zapłacili 10 500.
Wystarczyło to na Lakers, Blazers czy
Bulls. Wystarczyło to na każda inna drużynę NBA. Detroit dwukrotnie
zdobywało mistrzostwo w 89 i 90 roku. W 88 byli w finale, który
przegrali z Lakers. Doprowadzili do tego, że sfrustrowany Jordan
uroczyście przysięgał, że Bulls już nigdy więcej nie da się wyeliminować
drużynie Pistons,
Dla
mnie ,,The Bad Boys” to drużyna, która zmieniła oblicze całej
koszykówki. Dotąd mecze kończące się wynikiem poniżej 110 punktów były
rzadkością, preferowano bardziej ofensywną koszykówkę. Detroit Pistons
niejako wprowadzili modę na silną defensywę, która trwa do dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz