TENTEGO

TENTEGO

niedziela, 1 kwietnia 2012

Co Jordan myślal o trojkątach?



Sezon 89/90 był pod wieloma względami przełomowy dla Chicago Bulls. Można powiedzieć, że mniej więcej wtedy definitywnie zaczął się okres przemiany Byków z drużyny, która nie potrafi wiele zdziałać w play – off, w dynastię, która od następnego roku zdobyła trzy kolejne tytuły mistrza.
Był to pierwszy sezon Phila Jacksona jako głównego coacha. Jackson odziedziczył zespól po Dougu Collinsie, który zdołał świetnie podnieść poziom gry Scottiego Pippena i Horacego Granta, sam jednak wypalił się emocjonalnie i nie był już w stanie przenieść poziomu zespołu o stopień wyżej. Nowy trener objął w posiadanie świetnie prosperujący zespół, który od dwóch lat dochodził najwyżej do finału konferencji i nie mógł się przebić przez Detroit Pistons. Było oczywiste , że zespól potrzebuje wzmocnień i czegoś specjalnie na te konfrontacje. Michael Jordan zmierzał po swój czwarty tytuł króla strzelców, na Pistons to jednak nie wystarczyło. Grali oni defensywną i brutalną koszykówkę, czym zyskali sobie przydomek ,, Bad Boys”, potrafili oni, jeśli nie ograniczyć zdobycze Jordana, to tak wykończyć fizycznie i psychicznie Bulls, że przeważali losy meczu na swoją korzyść. Liczono, że Jackson, który jako zawodnik Knicks zdobywał mistrzowskie pierścienie, będzie potrafił ten stan rzeczy odmienić. Nowojorczycy, sami będąc dość słabi fizycznie, grali wtedy koszykówkę opartą na grze zespołowej i inteligencji, pokonując tym samym silniejszych rywali. Taka grę proponował Chicago nowy trener. Taka gra wymagała systemu. Wśród trenerów pomocniczych Bulls był wtedy Tex Winter, proponował on słynną już ofensywę w trójkątach. System ataku oparty na penetracji wszystkich zawodników, wymienności pozycji, wymianie podań i ruchu zawodników bez piłki. Niby schematyczny, ale dający wielką możliwość improwizacji w zależności od tego jak zachowa się obrona. Brzmi to może prosto, ale Winter napisał kiedyś na ten temat książkę licząca 226 stron, a w przyszłości żadna inna drużyna niż te kierowane przez Phila Jacksona nie potrafiła ani skutecznie kopiować trójkątów (choć wiele próbowało ten system sobie przyswoić), ani bronić się przeciwko nim. System ten bardzo spodobał się Jacksonowi. Wymagał on większego zaangażowania ze strony innych zawodników, a w przeszłości ofensywa Bulls wyglądała w ten sposób, że ,, piłka do Mike'a, a wszyscy inni z drogi”. I tu pojawiał się problem. Jordan nie był zachwycony ofensywą w trójkącie, mówiąc dosłownie, to był jej przeciwny.
Po pierwsze nie ufał swoim partnerom z drużyny za wyjątkiem Paxona, tylko do niego nie miał większych zastrzeżeń i nie bał się podawać mu piłki w ważnych momentach. Billa Cartwrighta nie lubił z tego powodu, ze przyszedł on do zespołu na wskutek wymiany w 88 roku, w której do Nowego Yorku został oddany Charles Oakley – najlepszy kumpel Jordana w zespole i zarazem jego boiskowy bodyguard. ,,His Airnes” za punkt honoru postawił sobie udowodnienie zarządowi, że to była zła decyzja i w czasie treningów po prostu się nad nim pastwił podając mu bardzo mocne piłki ze świadomością, ze nowy środkowy ma kłopoty z opanowaniem takich podań. Inna sprawa, ze Cartwright graczem ofensywnym już po prostu nie był, za to był świetnym defensorem – jednym z najlepszych w lidze w grze przeciwko Patrickowi Ewingowi. W przyszłości bardzo się im to przydało i dopiero po latach Jordan przyznał, ze mylił się co do Cartwrighta.
Odnośnie Pippena i Granta zarzut był podobny, obaj się rozwijali i mieli wielkie możliwości, ale brakowało im odporności psychicznej i równości w grze. Potrafili rozegrać świetne spotkanie a w następnym już nie istnieć, nie można też było liczyć na nich w najważniejszych spotkaniach. Chociażby przykład migreny Pippena w siódmym meczu play -of przeciwko Pistons w 90 roku. W przyszłości miało się to jedna zmienić.
Gra u boku kogoś tak dominującego, jak Jordan, nie była rzeczą łatwą. Wyobraźcie sobie grę z kimś, kto uważa was w zasadzie za statystów, wszystko chce robić sam i wścieka się na was, bo nie spełniacie jego oczekiwań. Ktoś do kogoś nie można się za nic, ale to absolutnie za nic przyczepić. Jeśli przegrywaliście mecz była to zawsze wasza wina, nigdy jego.
Niektórzy mu zarzucali, ze gra zbyt egoistycznie, że nie osiągnął poziomu Magica Johnsona czy Larry'ego Birda, którzy potrafili wykreować swoich partnerów, tym samym podnosząc poziom zespołu. Jordan znał te śpiewkę na pamięć i nieustanie się bronił, że łatwo jest grać z drużyna mając u boku Jamesa Worthy;ego czy Kevina McHalle, on jednak takiego wsparcie nie miał i przez lata musiał się męczyć ze słabszymi partnerami. Nic dziwnego, że uważał, iż musi wszystko robić sam. Mimo wszystko w sezonie 88/89 obok 32.5 punktu na mecz osiągnął on średnią 8.0 asyst. Trudno zarzucić komuś, kto ma 8 asyst w meczu, że gra egoistycznie. Pomimo tego Jordan raczej nie ufał swoim partnerom, a oni czuli się sfrustrowani nie mogąc mu dorównać.
I nagle pojawia się Phil Jackson ze swoim przesłaniem ,, wszyscy jesteście ważni”. Musiał sprawić, że zawodnicy w to uwierzyli, nawet rezerwowi – pomimo tego, że Jordan gra pierwsze skrzypce, to oni też są ważną częścią zespołu i zwycięstwo bez nich nie jest możliwe. Musiał też sprawić, że Michael zaufa innym. Nie było to łatwe zadanie. Ofensywa w trójkącie miała po pierwsze dać drużynie system ofensywny, do którego można było się odwołać w trudnych sytuacjach, a po drugie zwiększyć udział innych zawodników i dać im poczucie, że każdy pełni jakąś rolę i bez nich wszystko się posypie.
Jordan był przyzwyczajony do gry bez jakiekolwiek systemu, wszystko co robił na boisku, robił intuicyjnie i było to skuteczne, a grając według jakichś zasad musiałby z tego wszystkiego zrezygnować. Bał się, że granie w trójkątach stłamsi jego wolność i swobodę. Przekonanie go, że jest inaczej, miało potrwać jeszcze prawie dwa lata; do momentu, kiedy Bulls nie zdobyli mistrzostwa.
Ten czas był próbą osiągnięcia kompromisu między Jordanem a Winterem i Jacksonem. Każdy miał swoje racje. Zespól trenerski uważał, że potrzebny jest system na wypadek najważniejszych meczy play – of, gdzie grają zespoły ze znacznie silniejszą obronną, takie jak Pistons i wtedy sam Jordan mógł już nie wystarczyć. Lider Bulls uważał natomiast, że ofensywa w trójkątach powstała w przedpotopowych czasach w celu rekompensacji umiejętności słabszych zawodników, a w dzisiejszych czasach jest ona już przeżytkiem. Winter z kolei nie mógł się pogodzić z atakiem, w którym wszystko zależy od jednego gracza.
Bez przerwy się o to spierali.
- Michael, w słowie Team ( drużyna) nie ma I ( ja)
- W słowie Win ( zwycięstwo) jest – odpowiadał tamten.
Jackson z kolei bez przerwy powtarzał, że Jordan ma rację, iż faktycznie wielu zawodników nie dorównuje mu poziomem i prawdopodobnie nigdy nie dorówna, ale jeżeli zespół ma odnosić sukcesy to on musi zaryzykować i zacząć dzielić się piłką, stopniowo przerzucając odpowiedzialność na innych.
Inną sprawą było to, że nauka trójkątów nie była łatwa i była katorgą dla wszystkich w zespole. Wild Perdue porównał ją kiedyś do intensywnego kursu tańca towarzyskiego.
Jednym z wielkich plusów było to, że w tym systemie można się było obejść bez rozgrywającego, Chicago w czasach mistrzowskich nie dysponowało ani rasowym rozgrywającym, ani dobrym centrem. Mówiono o nich wtedy, że są mistrzami jeśli chodzi o udowadnianie, że można zdobywać mistrzostwo bez wysokiej klasy środkowego. Później w czasach Lakers Jackson udowodnił, że grając w trójkątach można również zdobywać mistrzostwo mając w składzie najlepszego środkowego ligi. System stworzony przez Texa Wintera uwzględniał też taką możliwość,że dysponując jakimś wybitnym rozgrywającym prawdopodobnie też by sobie poradzili.
Jordan jednak poszedł na pewne kompromisy, próbował grac według systemu, ale nie zawsze mu się to udawało. To nie była już czysto intuicyjna gra, do której był przyzwyczajony. Czasem, zwłaszcza gdy zespól przegrywał w końcówkach, wyłamywał się ze schematu i zaczynał grać według własnych reguł, dominując tym samym mecz, a po skończonej grze, jeśli udało mu się przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę, podchodził do Wintera i żartował ,,Tex, chciałem cię przeprosić za nieprzestrzeganie zasad ofensywy pod koniec meczu”.
Podobne problemy były z Kobem Bryantem, który- gdy potem Jackson został trenerem Lakers- też na początku nie był zachwycony grą w trójkątach i wyłamywał się z systemu.
Jak na ironię Jordan miał swój najlepszy mecz pod względem zdobyczy punktowej 28 marca w 1990: zdobył w nim 69 punktów, 18 zbiórek, 6 asyst i 4 przechwyty. Paradoksalnie nowy system miał uczynić z Jordana gracza bardziej zespołowego, tymczasem najlepszy sezon pod względem ilości asyst miał on już za sobą, ale w dalszym ciągu pozostał maszyną do zdobywania punktów.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz